Raz dzwonili do niego z komisariatu. Przyjechali do niego, żeby mógł złożyć zeznania w sprawie Meg. Niewiele mógł im powiedzieć, ale może coś im pomoże. Opowiedział więc wszystko (czyli prawie nic).
Powiedzieli mu, że będą działać, ale słyszał jak za drzwiami jeden mówi do drugiego, że czarno to widzi, bo praktycznie nic nie wiedzą.
Dzwonili do niego jeszcze parę razy, aby o coś spytać lub się upewnić, al od paru dni telefonu słychać nie było. Pewnie dali sobie spokój ze sprawą i już. Pieprzona policja! nic nie potrafią dobrze zrobić! Siedzą tylko na dupie i narzekają na to jak im trudno! Debile!
Pewnego dnia do Dave'a przyszedł Steve. Był to jego kolega ze studiów. Poszedł on w kierunku malarskim i był całkiem szanowanym malarzem w mieście. Urządził już parę świetnych wystaw w publicznym muzeum i zaczynała się nim powoli interesować telewizja. Nic dziwnego. Miał talent jakich mało! Dave mu nawet zazdrościł kiedyś, ale to była już tylko przeszłość. Teraz byli najlepszymi kumplami. Na dobre i na złe.
-Stary, słyszałem co się stało...- powiedział na samym wstępie Steve.
-Słuchaj, nie chcę o tym gadać...- odparł ponuro Dave.
-Wiem, wiem. Jesteś w żałobie. Chciałem ci tylko złożyć kondolencje. Ja wiem, że ona cię bardzo kochała. Kiedyś mi się zwierzała, że nie potrafiłaby bez ciebie żyć.
-Steve, mówiłem, że...- zaczął, ale chłopak mu przerwał:
-Rozumiem, okej... Przyszedłem także dlatego, żeby zobaczyć jak się czujesz. Ostatnio była Twoja wystawa... Czekali na ciebie ludzie z telewizji lokalnej, ale się nie pojawiłeś...
-A co? Uważasz, że miałam pójść w takim stanie?! Człowieku, uspokój się. Wszystko straciło sens. Nie mam po co żyć. Tą wystawę mam głęboko w dupie!
-Dave... Pisali o tobie w gazecie...- rzucił mu na stolik magazyn. Na pierwszej stronie widniał tytuł 'David Johnson- Utalentowany Malarz XXI wieku?'- Patrz... Napisali tutaj, że masz wyjątkowy talent!
-Nie obchodzi mnie to, Steve.
Faktycznie, miał to gdzieś. Mogli nawet napisać, że maluje jak Leonardo Da Vinci. Nie obchodził go to, co te szmatławce wypisują.
-Człowieku?! Kiedy ty ostatnio miałeś pędzel lub ołówek w ręku?
-Dawno- warknął.
-A widzisz! Ty sobie nie zdajesz sprawy ze swojego talentu. Możesz być kimś, a chcesz to zaprzepaścić. Pogódź się z tym! Ona umarła i nie wróci!
Te słowa spiorunowały Dave'a. Jednym susem przyskoczył do Steve'a i zacisnął mu ręce na gardle.
-Odszczekaj to!
Patrzył na niego z zrządzą zabijania w oczach i dopiero po chwili zrozumiał co robi. Odskoczył od Steve'a i złożył ręce na plecach.
-Przepraszam- powiedział cicho- Odbija mi. Nie chciałem.
-Nie mam do ciebie żalu. Też bym taki był na twoim miejscu. Mi też brakuje Meg. Widziałem ją tylko raz i już ją polubiłem. Była taką pogodną i zawsze uśmiechniętą dziewczyną.
-Tak.
-Słuchaj, ja lecę. A ty się nad sobą zastanów. Megan na pewno by chciała, żebyś był szczęśliwy i kształtował swój talent. Ona umarła, ale pozostanie z tobą na wieki i będzie nad tobą czuwać.
I wyszedł lekko trzaskając drzwiami.
Dave zrobił sobie coś do jedzenia rozmyślając nad słowami przyjaciela. Miał po części rację. Nie mógł do końca życia tak się zachowywać. Musiał coś zmienić. Oczywiście zawsze będzie kochał Meg i będzie mu jej brakowało, ale nie może tak żyć. Przypomniał sobie jej słowa zanim straciła przytomność:
'Kocham cię, Dave. Bądź szczęśliwy'.
Spojrzał na gazetę leżącą na stole. Przeczytał artykuł i już wiedział co musi zrobić... Słowa Megan i Steve'a dały mu do myślenia...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, że tak krótko... Ale obiecuję Wam, że następny rozdział pojawi się w czwartek... Ale muszą być przynajmniej 2 komentarze ;)
Ależ to boskie!
~Bad
Super!!! :) Czekam na dalszy ciąg :)
OdpowiedzUsuń