24 lipca 2013

VII-Wspomnienia Wracają...



-- Mały klub o nazwie 'Betrayal' był położony blisko centrum handlowego. Nic więc dziwnego, że zawsze było tam tyle ludzi. Dobra lokacja i ludzie spragnieni zabawy po całym dniu spędzonym w galeriach robiły swoje. O każdej porze dnia w klubie były tłumy. Dlatego też Jim- właściciel miejscówki był całkiem bogaty i aby goście mieli większą rozrywkę często organizował koncerty. Oczywiście nie były to znane bandy, lecz początkujący muzycy i amatorzy.
Ludzie dobrze bawili
się przy muzyce, a drinki i wspaniała obsługa przyciągały dodatkowych bywalców. Każdy kto raz przyszedł do 'Betrayal' ponownie tam powracał w pogoni za dobrą zabawą.
Sam Jim był człowiekiem dziwnym- nieśmiałym i raczej zamkniętym w sobie. Nie opowiadał o sobie zbyt wiele. Jednak krążyły plotki. Jedni mówili, że siedział w więzieniu za zamordowanie nastoletniej dziewczyny. Ale kto by w to uwierzył? Nie... To do niego w zupełności nie pasowało. Jim wydawał się na takiego, kto by nawet muchy nie potrafił zabić. Inna plotka mówiła, że Jim był po uszy zakochany w pewnej dziewczynie- Susan. Byli parą dobre parę lat. Jim się jej oświadczył i miał być ślub. Jednak mężczyzna dowiedział się, że Suzzie go zdradziła. Odszedł od niej i nie umiał sobie poradzić z bólem po rozstaniu. I stąd miała się wziąć nazwa klubu (Betrayal= Zdrada). Cóż, w tą wersję była skłonna uwierzyć większa garstka ludzi. I to zachowanie Jima wszystko by wyjaśniało.
Dave poznał go rok temu. Od samego początku dziwił się, jak ktoś taki skryty jak on jest w stanie prowadzić jakikolwiek biznes... A co dopiero tak znany i lubiany przez wszystkich klub! W głowie mu się to nie mieściło... Ale Jim był osobą- mimo wszystko- sympatyczną, toteż Dave szybko go polubił...

--
Dave wpatrywał się co chwila w zegarek. Spóźniali się już dobry kwadrans. Musieli się pośpieszyć.
-Nie możesz jechać szybciej?
-O! Przepraszam! To nie ja się gramoliłem tyle czasu!- powiedział obrażony Chad.
David popatrzył na niego. Miał krótkie włosy nastawione na żel i ciekawą iskrę w oczach. Zawsze był pogodny i przyjaźnie nastawiony do ludzi. Jednak twardo stąpał po ziemi. Umiał trzeźwo ocenić co jest dobre a co nie. David od razu go polubił. Spotkał go właśnie w klubie 'Betrayal'. Chad grał tam kiedyś na gitarze. David zapytał się go po występie co zagrał i zaczęli rozmawiać o muzyce. Tak narodziła się ich przyjaźń.
-O, dojeżdżamy. Módl się, żeby Mark był dla ciebie wyrozumiały. ja bym ci skopał tyłek...
-E... Dzięki- nie wiedział co innego powiedzieć.
Chad zaparkował przed klubem i wysiadł z samochodu. Dave podążył za nim. Podszedł do bagażnika i zaczął wyciągać sprzęt składający się z gitary elektrycznej, gitary klasycznej i pieca.
-Co ty sobie właściwie
myślisz?!- krzyknął Mark, gdy tylko zobaczył chłopaków.
-Właściwie to myślałem co by to jutro zjeść na obiad...- odpowiedział sarkastycznie Dave.
-Nie rób sobie żartów, okej? Wchodzimy za parę minut! A do tego Tiffany zachorowała! Nie mamy wokalistki i gitarzystki... Jezu, to będzie totalna klapa...
-Nie przesadzaj- klepnął go po ramieniu Dave.
Chad, który do tej pory taszczył sprzęt do klubu spojrzał niepewnym wzrokiem na swoich kumpli.
-A co właściwie chcecie zaprezentować?
Mark podał mu nuty. Chad przyjrzał się im uważnie. Przewrócił kartkę i dalej wczytywał się w zapis nutowy.
-Wiecie co? Ja mógłbym Wam pomóc. Znam wszystkie te piosenki. Śpiew mam nawet dobry, a na gitarze gram od dawna. Oczywiście się nie narzucam...
Tak... David musiał to przyznać. Jego przyjaciel miał fantastyczny wokal. Na pewno da radę. W końcu mieli do zaprezentowania dwie piosenki. 'How You Remind Me' było wielkim hitem, więc każdy rockman chyba umiał to zaprezentować. A drugi kawałek- 'Dead' był wspaniałym kawałkiem zespołu My Chemical Romance.
-Jezu, stary! Ratujesz na skórę! Okej, chłopcy. Idziemy pokazać światu kto tu rządzi! Do dzieła!
Wzięli resztę sprzętu i weszli do klubu. Ruszyli na zaplecze. Na scenie grał właśnie lokalny zespół Love & Death. Po nich właśnie miał wystąpić David w towarzystwie Marka i Chada. Właściwie to miał być normalny pokaz, ale Dave czuł się dziwnie. Trema go zżerała. Tylko dlaczego? Sam nie wiedział. Może po prostu był zmęczony i obawiał się, że pomylą mu się chwyty?
-Jesteście gotowi?- spytał Mark, gdy grupa skończyła występ.
-Szczerze to nie...- powiedział cicho David.
-W takim razie idziemy...
Wyszli niepewnym krokiem na scenę. Mark zasiadł za perkusją, a David ulokował się na boku i podpiął instrument do pieca.
-Witajcie, ludzie!- powiedział pewnym głosem do mikrofonu Chad- Dobrze się bawicie? Mam nadzieję, ze tak! Bo muzyka... Muzyka jest czymś wspaniałym. Wypełnia ona całe moje życie... Mam nadzieję, że mnie rozumiecie. Chcielibyśmy wam zaprezentować dwa kawałki. Do dzieła chłopaki!- tym razem zwrócił się w stronę reszty zespołu.
Popłynęły pierwsze nuty piosenki. Melodia płynęła a po chwili dołączył do niej wspaniały wokal Chada. David oniemiał. Boże, jak on pięknie śpiewał. jeszcze nigdy w życiu nie słyszał czegoś tak świetnego. Jego głos był miękki ale jednocześnie męski. Dave z wrażenia prawie pomylił chwyty, ale udało mu się zapanować nad emocjami. Podczas refrenu tłum zaczął wiwatować. Muzyka płynęła swobodnie. Po jednej grali kolejną. Ludzie domagali się bisu. Zagrali więc jeszcze raz. Jednak w końcu musieli zejść ze sceny. Było to nieuniknione.
-Człowieku! Wiesz, jaki ty masz cudowny wokal?!- spytał podniesionym i podekscytowanym tonem, gdy wrócili na zaplecze.
-Nie przesadzaj.
-Nie bądź taki skromny bo mózg ci wyparuje!- krzyknął Mark dołączając do nich.
Chad wzruszył ramionami. Zbierał się właśnie do wyjścia, kiedy znienacka odezwał się Jim. Wszyscy aż podskoczyli słysząc jego głos:
-Na twoim miejscu, nie wychodziłbym... No chyba, że śpieszno ci zostać poturbowanym przez tłum fanów...
-Hahahaha. Możesz być spokojny. Nic takiego mi się nie przydarzy...- i wyszedł.
-Zakład o pięć dolców, że wróci tu w ciągu minuty?- spytał Dave.
-Ja stawiam, że wytrzyma tam góra dziesięć sekund- odparł Mark
Zaczęli nasłuchiwać. Po jakimś czasie słychać było pisk dziewczyn. A więc zobaczyły już Chada. Dave był ciekawy jaka była reakcja chłopaka na ich zachwyt. Nie musiał jednak długo czekać, aby znaleźć odpowiedź na to pytanie, ponieważ właśnie w tym momencie na zaplecze wbiegł zdyszany Chad. Miał całe potargane włosy, a koszulka była pognieciona i nieco przekrzywiona. Zamknął drzwi na zasuwkę i oparł się na nich całym ciężarem ciała ciągle usiłując złapać oddech. Chłopaki usłyszeli piski dziewczyn.
-Jest stąd jakieś drugie wyjście...?- spytał ciągle dysząc z wysiłku Chad.
Jim wskazał im drzwi naprzeciwko sali.
-Wygrałem!- krzyknął Mark- Był tam dziewięć sekund.
-E... niech ci będzie- powiedział z ociąganiem Dave wyciągając z kieszeni banknot i wręczając go Markowi.
Wydostali się na zewnątrz. Rozglądali się na wszystkie strony aby upewnić się, że nikogo tutaj nie ma.
Przebiegli parking i już mieli pakować sprzęt do bagażnika, kiedy Dave usłyszał wołanie:
-Dave? David! Zaczekaj!
Skądś znał ten głos. Ale kto to mógł być...?



Nie wiedząc czego do końca ma się spodziewać, Dave obrócił się powoli. Ujrzał dziewczynę, która stała naprzeciwko parkingu. Opierała się o maskę granatowej Hondy i machała przyjaźnie w jego kierunku. Wydawało mu się, że skądś ją zna, ale skąd? Dziewczyna musiała Dave’a już kiedyś widzieć, bo skąd by wiedziała jak się nazywa?
-Chłopaki… Poczekajcie chwilę. Zobaczę o co chodzi- powiedział i podbiegł do niej    
-Hejka, Dave!- uśmiechnęła się promiennie dziewczyna.
Chłopak spojrzał na nią. Wydawało mu się, że już kiedyś widział te błyszczące, szare oczy, które mądrze spozierały na człowieka spod grzywki. I te lśniące brązowe włosy… Skąd on mógł je znać?
-Wybacz, ale… Nie do końca wiem kim jesteś. Chyba już cię gdzieś widziałem, ale nie pamiętam dokładnie…- powiedział uśmiechając się trochę.
Dziewczyna zaśmiała się krótko. W jej śmiechu było coś wyjątkowego. Dave nigdy czegoś takiego jeszcze nie słyszał. Chłopak pomyślał, że jej śmiech mógłby sprawić, że nawet najbardziej snobistyczny człowiek uśmiechnąłby się, a każdy człowiek, który znajdował się „nad przepaścią” w swoim życiu doceniłby piękno świata.
-W końcu masz prawo mnie nie pamiętać- dziewczyna wyrwała Dave’a z rozmyślań- Minęły ze dwa, trzy lata.
Chłopak nadal myślał, gdzie mógł widzieć tak pogodnie nastwioną do życia istotę.
-Poznaliśmy się w szpitalu, pamiętasz?- powiedziała dziewczyna ostrożnie, przeczuwając, że może być jeszcze za wcześnie aby poruszać takie sprawy jak śmierć dziewczyny Dave’a.
Miałą rację.  Chłopak od razu przypomniał sobie o tym co wydarzyło się dwa lata temu. Mina mu zrzedła.
-Melanie…- powiedział.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała. Ujrzała na twarzy Dave’a ból i złość.
-Przepraszam… Nie chciałam przywoływać złych wspomnień. Po prostu…
-Wybacz, ale powinienem już iść. Tak będzie najlepiej. No… to cześć…
I odszedł.
-Dave!- krzyknęła dziewczyna. W jej oczach zaszkliły się łzy. Zrobiło jej się strasznie przykro, ponieważ wiedziała, że chłopak ma przez nią teraz okropny nastrój. Ale jak inaczej miała mu przypomnieć o tym, że poznali się właśnie wtedy, kiedy dziewczyna- a właściwie już narzeczona- leżała na łożu śmierci? Jak miała mu powiedzieć, że ona, Melanie w rzeczywistości znała Dave’a o wiele dłużej? Nie od chwili kiedy spotkała go w szpitalu, ale jeszcze dużo wcześniej?
Dziewczyna patrzyła jak chłopak odchodzi, a poczucie winy płonęło w niej żywym ogniem. Sama nie wiedziała czemu czuła się aż tak podle… Czy to dlatego, że go zraniła, czy też dlatego, że uczucia, które do niego żywiła od jakichś pięciu lat nie dawały o sobie zapomnieć?

           

Dave nie wiedział co właściwie ma myśleć o tym dziwacznym spotkaniu z Melanie. Gdy tylko wrócił do domu poszedł prosto do pokoju i rzucił się a łóżko chcąc się uwolnić od bólu, który powrócił po rozmowie z nie widzianą już od dwóch lat dziewczyną. Czuł się okropnie. Po okresie cierpienia i wmawiania sobie, że śmierć Megan to i wyłącznie jego wina zaczął powoli wychodzić na prostą. Przestał już się zadręczać i w końcu pogodził się z tym co się stało. Bardzo trudno mu było to wszystko osiągnąć, ale po tym jak wyjechał do USA postanowił odbudować swoje życie na nowo. I praktycznie mu to się udało. Fakt. Czasami powracał myślami do tego dnia, kiedy zmarła jego dziewczyna. Wyobrażał sobie co by było gdyby nie zabrał jej ze sobą na ten dach. Jednak zdołał, w pewnym sensie, się od tego uwolnić. Już nie budził się każdej nocy zlany potem, kiedy śniła mu się Megan leżąca bez życia na Sali operacyjnej.
A teraz, po rozmowie z Melanie, to wszystko powróciło. Dave znowu miał przed oczami Megan, która nagle prostuje się, a następnie osuwa na jego ręce. Chłopak znowu widział jej błękitne oczy, które zaszły mgłą. Już nie ziała z nich radość lecz przerażenie, strach i ból. Znów poczuł ten wszechogarniający zapach krwi dookoła i bicie serca, które powoli traci na swej sile. Zobaczył również jak jego dziewczyna powoli traci przytomność.
Dave miał za to wszystko za złe Melanie. Wolałby jej nie spotykać ponownie. Owszem, w jego głowie odzywał się cichutki głosik, który mówił, że ta dziewczyna nie jest przecież temu winna, ale istniały także te inne szepty, które całkowicie zagłuszały ten głos wypominając, że gdyby dziewczyna nie przypomniała mu o tym szpitalu i o Megan nie siedziałby teraz bezczynnie i nie zadręczał się. Szalałby teraz najprawdopodobniej z przyjaciółmi świętując udany występ.
W pewnym sensie Dave sam nie wiedział czemu aż tak bardzo przeżywa to, że Melanie napomknęła o śmierci Megan. Czy to dlatego, że bardzo to przeżył i wolałby już raczej o tym nie rozmawiać czy też dlatego, że nie mógł się pogodzić z tym, że o tym wydarzeniu mówi ktoś kogo ledwo zna. Melanie się wydaje jakby wszystko na ten temat wiedziała a w rzeczywistości nie wie jaki to ból, kiedy umiera tak bliska sercu osoba- myślał.

Jednak im bardziej chłopak o tym myślał tym większy wstręt do siebie odczuwał. Zdał sobie bowiem sprawę, że stara się z całych sił o Megan zapomnieć. Jednak ona zawsze pozostanie w jego sercu. Bowiem nie da się zapomnieć o sobie, która znaczy dla nas tak wiele. Czy by się tego chciało, czy też nie.


Dave siedział bezmyślnie na kanapie i bawił się pilotem co chwila zmieniając stację w telewizorze. Nie przywiązywał nawet wagi do tego, jaki film leci. Wpatrywał się nieobecnym wzrokiem w ekran. Nie miał nic lepszego do roboty. Minął już tydzień od spotkania z Melanie a on ciągle nie mógł o nim zapomnieć. Czuł się jak człowiek, który chce iść spać i nagle przypominają mu się najgorsze momenty z najstraszniejszych horrorów. Tylko że w jego wypadku to raczej wyglądało tak, że gdy tylko chciał się otrząsną i w końcu zapomnieć o Megan wspomnienia wciąż do niego powracały jak bumerang. Przez głowę przetaczały się najróżniejsze chwile spędzone z nią. Oczami wciąż widział jej uśmiech, który sprawiał, że człowiek stawał się szczęśliwszy i te jej przenikliwe oczy, przed którymi nic się nie mogło ukryć.
-David! Czy ty chcesz mi zepsuć pilota?! Opanuj się  wreszcie, człowieku! Od godziny gapisz się bezmyślnie w ekran…- nie wytrzymał Mark siedzący obok niego.  Po czym wstał, wyrwał z ręki Dave’a pilota i wyłączył telewizor.
-Słuchaj… Ja wszystko rozumiem- zaczął ponownie siadając obok niego- Jest ci ciężko. Każdemu by było. Ale zrozum! Musisz się w końcu otrząsnąć… Wiem, że ją bardzo kochałeś. Była dla ciebie kimś wyjątkowym, ale ona już nie wróci. Chociaż nie wiadomo jakbyś tego chciał ona odeszła. Na zawsze.
Do Dave’a docierały te słowa jednak nie przywiązywał do nich szczególnej wagi. Ciągle spoglądał przed siebie tym nieobecnym spojrzeniem. Zupełnie jakby nie zauważył, że jego przyjaciel dopiero co wyłączył telewizor. Mark jednak kontynuował:
-Kiedyś malowałeś. Pamiętasz? Byłeś w tym mistrzem. A teraz co? Od nie wiadomo jak dawna nie widziałem cię z pędzlem w ręku. To, że jej nie ma nie znaczy, że masz siedzieć do końca na tej kanapie i nic nie robić. Po jej śmierci przestało cię cokolwiek obchodzić. Później się otrząsnąłeś. A teraz wystarczyła jedna głupia rozmowa z jakąś dziewczyną, która napomknęła o tym morderstwie a ty już się od początku załamujesz?!
-Ty nic nie rozumiesz…- powiedział w końcu Dave- Gdy tylko spoglądam na płótno, kawałek kartki albo komplet ołówków od razu przypominają mi się te chwile kiedy siedziałem i rysowałem a ona przyglądała się temu z boku.
-Czyli co? Zamierzasz zrezygnować z pasji tylko dlatego, że ona się gapiła jak ty rysujesz?
Dave nie odpowiedział.
-A zresztą… Nie ważne. Rób co uważasz, ale wiedz, że nie warto rozpamiętywać to co się stało, tylko należy myśleć o tym co się może wydarzyć. Megan na pewno by chciała, żebyś dalej normalnie funkcjonował a nie gapił się w ścianę i nic nie robił. SPÓJRZ NA MNIE WRESZCIE JAK DO CIEBIE MÓWIĘ!- wkurzył się Mark.
David bardzo powoli obrócił głowę w jego kierunku, po czym powiedział:
-Masz rację. Nie ma co się zamartwiać. Idę się przejść.
-No! To mi się podoba!- powiedział Mark szczerząc do niego zęby, lecz Dave uśmiechu nie odwzajemnił.
I wyszedł zostawiając przyjaciela samego.
______________________________
Nawet nie wiecie jak mi jest przykro z braku komentarzy. Kiedy zakładałam tego bloga liczyłam że będzie lepiej. Że będziecie pisać co Wam się podoba a co nie. A tu kompletna cisza. :( Proszę komentujcie co myślicie. Nie zmuszajcie mnie do usunięcia bloga! ;((
GUTTA-BAD