11 maja 2013

II- W Trudnych Chwilach Lepiej Mieć Przy Sobie Przyjaciela...


Wszystko wydarzyło się w jednym momencie.
Po strzałach rozległa się wszechogarniająca cisza. Zupełnie nic nie było słychać. Jakby nagle wyłączyć grające głośno radio. Dźwięki przejeżdżających na dole samochodów nagle się urwały. Cisza.
Najpierw Dave pomyślał, że to z jakiejś strzelnicy w pobliżu niosą się echem te odgłosy, ale przecież w tym mieście nie było strzelnic! Więc co to mogło być?
I wtedy Meg rozszerzyła gwałtownie oczy i wysunęła się z ramion Dave'a spadając w dół- na ziemię. Chłopak nie wiedział , co się dzieje. Megan leżała na boku próbując z trudem złapać oddech.
-Co ci się stało?!- krzyknął zrozpaczony klękając przy niej.
-Boli...- odsapnęła, a z jej ust poleciał wąski strumień krwi.
I wtedy to zobaczył. Na jej plecach widniała wielka czerwona plama ... Świeża ciecz rozchodziła się po materiale w zastraszającym tempie. Nie! Ona została postrzelona.
-Megan, trzymaj się! Dzwonię po pomoc!
Poczuł, że siły go opuszczają... W głowie mu huczało, ale przecież nie mógł się poddać! Musiał myśleć racjonalnie i walczyć. O Meg... Wyciągnął z kieszeni komórkę i drżącymi rękoma wybrał numer pogotowia.
-Meg, będzie dobrze! Musi być! Słyszysz mnie?- zbliżył się do niej i po chwili usłyszał niewyraźny szept:
-Dave, kocham cię...
I w tej chwili połączył się z pogotowiem
-Pilnie potrzebna karetka! Ulica Sleep Walker. Chodzi o szkołę tańca! Jesteśmy na dachu... Moja dziewczyna została postrzelona! Tak... Mocno krwawi! Puls wyczuwalny, ale słabnie. Przyjedźcie jak najszybciej!- rzucił komórkę za siebie. Nic go ona nie obchodziła. Mogłaby nawet się roztrzaskać. Miał to gdzieś.
-Meg! Słyszysz mnie? Pogotowie jedzie! Rozumiesz?! Wszystko będzie dobrze.
Dziewczyna nadal miała trudności z oddychaniem. Coś chciała powiedzieć, bo otworzyła usta, lecz nie mogła wymówić ani słowa. Po brodzie natomiast pociekła jej krew. Po paru nieudanych próbach wykrztusiła:
-Wybacz mi... Dave.
Chłopak poczuł się bezsilny. Zacisnął rękę Meg w swoich dłoniach. Była cała zimna. Z jego oczu pociekły łzy.
-Ale za co ty mnie przepraszasz? Za co?! Będziesz żyć! Musisz żyć! Będziemy szczęśliwi- zobaczysz!
-Dave, nie łudź się... Ja umrę. Czuję... Czuję, jak życie ze mnie... ulatuje- teraz i ona się rozpłakała.
-Nieprawda! Walcz! Walcz dla mnie! Ja nie mogę cię stracić. Kocham cię... Nie umiem żyć bez ciebie!
Usłyszał karetkę pogotowia. Była coraz bliżej.
-Słyszysz?- kontynuował- Już jadą. Niedługo się tobą zajmą- powiedział przez łzy.
Lecz ona nie odpowiedziała. Zamknęła oczy i straciła przytomność.
-Meg...? Meg! Słyszysz mnie?
Przyłożył ucho do jej piersi i zaczął nasłuchiwać. Jej serce biło, lecz coraz słabiej i nierównomiernie. Położył rękę na rękę i zaczął ugniatać jej klatkę piersiową usiłując przywrócić jej serce do życia.
-Nie umieraj, nie umieraj- powtarzał w kółko pod nosem.
Po chwili zrobił jej usta-usta. Odetchnęła, ale oczu nie otworzyła. Natomiast znowu zalała się krwią. Włosy, twarz i ubranie miała całe czerwone.
I właśnie w tej chwili usłyszał za sobą jak ktoś otwiera drzwi na dach. Podbiegli do niego dwaj sanitariusze. Dave patrzył jak jeden z nich bierze Megan na ręce, a drugi instruuje go, aby uważał, bo może być ciężko ranna. Po chwili już ich nie było. Dave nie wiedział co ma robić. Nie mógł sobie wyobrazić tego, że jego dziewczyna właśnie umiera i jest w ciężkim stanie. Chłopak siedział jeszcze chwilę nic nie mogąc zrobić, ale w końcu się podniósł i ruszył w ślad za sanitariuszami. Musiał być przy niej.
Gdy wybiegł na ulicę akurat wkładali Meg na nosze, a po chwili zniknęła we wnętrzu karetki. Podbiegł do pojazdu z zamiarem wejścia do środka, lecz powstrzymał go jakiś mężczyzna ubrany w mundur z żółtym napisem 'Pogotowie':
-A ty dokąd, chłopcze?!
-Jestem jej chłopakiem!- i nic nie mówiąc wszedł do karetki i stanął przy noszach, na których leżała Megan.
Patrzył jak jej zakładają kroplówkę i podłączają do jakiejś aparatury.
Odzyskała przytomność. Lecz zdążyła tylko powiedzieć: 'Kocham cię, Dave. Bądź szczęśliwy '. Później znowu odpłynęła w nicość.
-Ona z tego wyjdzie, prawda?!- krzyknął.
-Uspokój się i pozwól nam pracować!- powiedział ten sam mężczyzna, który wcześniej nie chciał go wpuścić do pojazdu- Jej stan jest krytyczny. 
Dave usiadł koło swojej dziewczyny i złapał ją za rękę. Lekarze skończyli się koło niej krzątać i przeszli na przód karetki.
-Jak to? Już nic nie zrobicie?!- wykrzyknął wzburzony.
-Nie możemy nic więcej... Musimy dotrzeć jak najszybciej do szpitala i dopiero tam zajmiemy się nią na poważnie.
A więc co mu pozostawało? Miał tak siedzieć bezczynnie kiedy Meg umiera? Miał się przyglądać jak od niego odchodzi?! A najgorsze były wyrzuty sumienia. Wiedział, że to jego wina. Co go, do cholery podkusiło, żeby zabrać Megan na ten głupi dach?! Nie mógł sobie odpuścić i dać jej pierścionek w restauracji?! Co on sobie myślał? Że musi być na tyle romantyczny, żeby zabierać ją tam, gdzie się poznali? 
Jezu... Jaki ja jestem głupi!- myślał- Ale ona z tego wyjdzie! Ona musi żyć!
Cóż... Właściwie to pozostało mu tylko pozytywne myślenie. Gdyby nie to już zupełnie by zwariował i się załamał. Czuł się taki bezsilny... Był skazany na przyglądanie się Meg w takim stanie i nic nie mógł zrobić; zupełnie nic. I jeszcze do tego karetka wlekła się jak żółw!
-Przepraszam, nie da się szybciej?!
-Uspokój się, dzieciaku! Chcesz żebyśmy spowodowali wypadek? Jedziemy setką, a tutaj jest ograniczenie do sześćdziesiątki, więc wrzuć na luz, jak wy to mówicie…
-Gdyby pana dziewczyna umierała, to by pan wiedział jak to jest!
Nic nie odpowiedział. Nastała cisza, aż w końcu kompan kierowcy spytał się:
-Co się właściwie stało?
-Byliśmy na dachu i nagle usłyszałem strzały... To wszystko... Nawet się nie rozejrzałem kto strzelał. Nic mnie to wtedy nie obchodziło.
Teraz jednak marzył tylko o tym, aby dopaść tego gnoja i go zabić... Żeby zobaczył jak to jest. I żeby mu się odpłacić za Meg.
Po trzech minutach karetka się zatrzymała. Tylne drzwi się otworzyły, a Dave zobaczył, że się ściemniło.
Dwóch lekarzy wyprowadziło nosze wraz z Meg a chłopak wyskoczył w pojazdu zaraz za nimi. Wkroczyli na korytarz szpitala. Jeden z mężczyzn prowadzących nosze przystanął i spytał o coś młodą pielęgniarkę. Odpowiedź go raczej nie usatysfakcjonowała.
-Co się stało?- spytał podenerwowany Dave, łapiąc sanitariusza za łokieć, bo ten już chciał odejść.
-Nic... Doktora Thompsona nie ma w szpitalu... A zazwyczaj to on dowodzi zespołem podczas tak ważnych operacjach...
-Jak to go nie ma w szpitalu?! Jest lekarzem! Jego obowiązkiem jest tu siedzieć! To jego miejsce.
-Nie podnoś głosu. Ktoś inny będzie ją operował. Nie martw się na zapas. W tej placówce jest paru dobrych lekarzy. To że Thompsona nie ma, nie znaczy, że nikt nie zajmie się pacjentką.
-Mam nadzieję...- mruknął Dave i pobiegł w ślad za Meg.
Lekarze akurat zniknęli za zakrętem. Poszedł za nimi. Tutaj korytarz był węższy. Na drzwiach naprzeciwko widniał wielki napis ‘Ostry Dyżur. Wstęp Wzbroniony!’ Jego jednak nie obchodziły jakieś tam zakazy. On musiał być przy Megan. Musiał wiedzieć, że nic jej nie będzie, i że wszystko jest pod kontrolą. Już podchodził do drzwi, gdy ktoś uwięził jego ramię w żelaznym uścisku. Chciał się wyrwać, ale ten ktoś był silniejszy.
-Chłopcze… Nigdzie nie pójdziesz! Zajmiemy się nią. Nie martw się- I już zniknął za drzwiami.
-Cholera jasna!- krzyknął David i kopnął z całej siły krzesełko, które stało koło niego. Stał chwilę po czym jednak na nim usiadł. Co mu pozostawało? Nie mógł przecież od tak tam wtargnąć. A więc będzie czekał tutaj. Może nawet tak siedzieć cały dzień. Dopóki jej nie zobaczy i nie dowie się, czy wszystko w porządku nie ma zamiaru opuścić tej placówki. Nawet jeśliby mieli go siłą tarmosić.
Siedział tak pochylony rozmyślając, a jego blond czupryna zasłaniała całkowicie zielone oczy. W tej sytuacji Dave wyglądał zupełnie inaczej. Zawsze pogodny wyraz twarzy ustąpił miejsce złowrogiemu spojrzeniu.
Chłopak siedzący w pochylonej pozycji nie miał szans zobaczyć dziewczyny, która akurat stanęła na początku korytarza. Miała ona około dwudziestu lat. Była dość wysoka, a szpilki dodawały jej dodatkowe dziesięć centymetrów. Brązowe, lśniące włosy miała uczesane w długi kucyk upięty na czubku głowy. Spod grzywki spoglądały bystre, stalowoszare oczy. Dziewczyna obrana była w białą bluzkę, czarny żakiet i długie rurki. Ogólnie można by było rzec, że była dosyć urodziwą osobą.
-Nie będę przeszkadzała, jeśli tutaj usiądę?- spytała uśmiechając się lekko. Miała tak bardzo dźwięczny i melodyjny głosik, że David aż podskoczył. Spojrzał na nią kątem oka.
-Nie- powiedział krótko.
Usiadła więc dwa krzesełka od niego i co chwila przyglądała mu się, jakby myślała czy ma coś powiedzieć, czy też może lepiej zachować to dla siebie.
-Wyglądasz na zmartwionego…- zaczęła niepewnie- Wiesz… Ja nie chcę się wtrącać…
-To się nie wtrącaj- powiedział opryskliwie. A co tam! Przecież, teraz nic go nie obchodziło. Miał gdzieś, czy ta dziewczyna się na niego obrazi, czy też nie.
Ona w rzeczy samej się speszyła i spuściła wzrok przyglądając się swoim dłoniom.
-Nie bądź niemiły. Próbuję się tylko dowiedzieć co się stało. Kto wie? Może ci będę mogła pomóc. Nie lubię siedzieć bezczynnie, kiedy ktoś cierpi. To takie nieludzkie. Trzeba sobie pomagać w nieszczęściu…- zamilkła na chwilę, jakby się obawiała, że plecie za dużo. Spojrzała niepewnie na Davida i zakończyła- Ale jeśli nie chcesz mówić, to zrozumiem.
Chłopak natomiast pomyślał, że ona ma rację. W końcu co mu szkodzi się wyżalić? Może mu się zrobi lżej na sercu. Choć odrobinkę.
-Moja dziewczyna tam leży- wskazały wymownie na drzwi prowadzące do sali operacyjnej- Została postrzelona i nie wiem czy z tego wyjdzie. Oczywiście mam nadzieję, że tak, ale przecież nie można być w stu procentach pewnym przy czymś takim…- poczuł, ze do oczu cisną mu się łzy… Nie próbował ich nawet powstrzymywać. Spływały wąskim strumieniem po policzkach wnikając w koszulę.
Zamilkł. Nastała cisza. Dziewczyna widocznie się zawstydziła. Myślała, co też ma odpowiedzieć; jak pocieszyć. W końcu nie było to coś łatwego. W takich sytuacjach trudno było znaleźć odpowiednie słowa, które by kogoś pocieszyły i sprawiły, że poczułby się lepiej.
Podeszła więc do niego i usiadła tuż przy nim i położyła mu rękę na plecach. Był to z jej strony odważny ruch. W końcu nie wiadomo było jak chłopak na taką sytuację by zareagował. Mógł na nią nawrzeszczeć. Ale nie. Dave nic nie zrobił. Siedział ciągle i zachowywał się, jakby zupełnie nic się nie zmieniło. Dziewczyna natomiast powiedziała:
-Wiesz… Nie będę cię pocieszała i mówiła, że wszystko będzie dobrze. Nie mogę ci tego obiecać, bo nie wiem jak będzie, Teraz wszystko zależy od lekarzy. Miejmy nadzieję, że wszystko się uda.
David po raz pierwszy przyjrzał się jej uważnie. Uderzyło go to, co przed chwilą powiedziała. Po raz pierwszy ktoś mu nie mówił żeby się wziął w garść tylko prosto z mostu mówił, że nic nie wiadomo. Zdziwił się szczerością dziewczyny.
Widząc, że chłopak przygląda jej się z osłupieniem posłała mu niepewny uśmiech. Nie odwzajemnił go, ale wyciągnął do niej rękę mówiąc:
-Jestem David.
-Miło mi cię poznać Dave. Jestem Melanie. W skrócie Melly. W tej samej chwili gdy uścisnęła jego rękę, drzwi na salę operacyjną otworzyły się szeroko a na korytarz wyszedł lekarz…
________________________________________
Co myślicie? Podoba się? Jeśli nie będziecie komentować to raczej nie będę publikować :) To nie jest szantaż. Po prostu uważam, że skoro się Wam nie podoba albo nikt nie czyta to po co pisać to publicznie? :D
~Bad

3 komentarze:

  1. Świetny. Zapraszam na mojego i licze na opinie :D http://youdonotgobackto.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawie się czyta.. :P powodzenia w blogowaniu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurde! Przez ciebie teraz będę się denerwować bo nie wiem co dalej xD mówiąc wprost 'zajebiste!'. Komentuję i chwalę, więc pisz dalej! To rozkaz!!! xD

    OdpowiedzUsuń