24 lipca 2013

VII-Wspomnienia Wracają...



-- Mały klub o nazwie 'Betrayal' był położony blisko centrum handlowego. Nic więc dziwnego, że zawsze było tam tyle ludzi. Dobra lokacja i ludzie spragnieni zabawy po całym dniu spędzonym w galeriach robiły swoje. O każdej porze dnia w klubie były tłumy. Dlatego też Jim- właściciel miejscówki był całkiem bogaty i aby goście mieli większą rozrywkę często organizował koncerty. Oczywiście nie były to znane bandy, lecz początkujący muzycy i amatorzy.
Ludzie dobrze bawili
się przy muzyce, a drinki i wspaniała obsługa przyciągały dodatkowych bywalców. Każdy kto raz przyszedł do 'Betrayal' ponownie tam powracał w pogoni za dobrą zabawą.
Sam Jim był człowiekiem dziwnym- nieśmiałym i raczej zamkniętym w sobie. Nie opowiadał o sobie zbyt wiele. Jednak krążyły plotki. Jedni mówili, że siedział w więzieniu za zamordowanie nastoletniej dziewczyny. Ale kto by w to uwierzył? Nie... To do niego w zupełności nie pasowało. Jim wydawał się na takiego, kto by nawet muchy nie potrafił zabić. Inna plotka mówiła, że Jim był po uszy zakochany w pewnej dziewczynie- Susan. Byli parą dobre parę lat. Jim się jej oświadczył i miał być ślub. Jednak mężczyzna dowiedział się, że Suzzie go zdradziła. Odszedł od niej i nie umiał sobie poradzić z bólem po rozstaniu. I stąd miała się wziąć nazwa klubu (Betrayal= Zdrada). Cóż, w tą wersję była skłonna uwierzyć większa garstka ludzi. I to zachowanie Jima wszystko by wyjaśniało.
Dave poznał go rok temu. Od samego początku dziwił się, jak ktoś taki skryty jak on jest w stanie prowadzić jakikolwiek biznes... A co dopiero tak znany i lubiany przez wszystkich klub! W głowie mu się to nie mieściło... Ale Jim był osobą- mimo wszystko- sympatyczną, toteż Dave szybko go polubił...

--
Dave wpatrywał się co chwila w zegarek. Spóźniali się już dobry kwadrans. Musieli się pośpieszyć.
-Nie możesz jechać szybciej?
-O! Przepraszam! To nie ja się gramoliłem tyle czasu!- powiedział obrażony Chad.
David popatrzył na niego. Miał krótkie włosy nastawione na żel i ciekawą iskrę w oczach. Zawsze był pogodny i przyjaźnie nastawiony do ludzi. Jednak twardo stąpał po ziemi. Umiał trzeźwo ocenić co jest dobre a co nie. David od razu go polubił. Spotkał go właśnie w klubie 'Betrayal'. Chad grał tam kiedyś na gitarze. David zapytał się go po występie co zagrał i zaczęli rozmawiać o muzyce. Tak narodziła się ich przyjaźń.
-O, dojeżdżamy. Módl się, żeby Mark był dla ciebie wyrozumiały. ja bym ci skopał tyłek...
-E... Dzięki- nie wiedział co innego powiedzieć.
Chad zaparkował przed klubem i wysiadł z samochodu. Dave podążył za nim. Podszedł do bagażnika i zaczął wyciągać sprzęt składający się z gitary elektrycznej, gitary klasycznej i pieca.
-Co ty sobie właściwie
myślisz?!- krzyknął Mark, gdy tylko zobaczył chłopaków.
-Właściwie to myślałem co by to jutro zjeść na obiad...- odpowiedział sarkastycznie Dave.
-Nie rób sobie żartów, okej? Wchodzimy za parę minut! A do tego Tiffany zachorowała! Nie mamy wokalistki i gitarzystki... Jezu, to będzie totalna klapa...
-Nie przesadzaj- klepnął go po ramieniu Dave.
Chad, który do tej pory taszczył sprzęt do klubu spojrzał niepewnym wzrokiem na swoich kumpli.
-A co właściwie chcecie zaprezentować?
Mark podał mu nuty. Chad przyjrzał się im uważnie. Przewrócił kartkę i dalej wczytywał się w zapis nutowy.
-Wiecie co? Ja mógłbym Wam pomóc. Znam wszystkie te piosenki. Śpiew mam nawet dobry, a na gitarze gram od dawna. Oczywiście się nie narzucam...
Tak... David musiał to przyznać. Jego przyjaciel miał fantastyczny wokal. Na pewno da radę. W końcu mieli do zaprezentowania dwie piosenki. 'How You Remind Me' było wielkim hitem, więc każdy rockman chyba umiał to zaprezentować. A drugi kawałek- 'Dead' był wspaniałym kawałkiem zespołu My Chemical Romance.
-Jezu, stary! Ratujesz na skórę! Okej, chłopcy. Idziemy pokazać światu kto tu rządzi! Do dzieła!
Wzięli resztę sprzętu i weszli do klubu. Ruszyli na zaplecze. Na scenie grał właśnie lokalny zespół Love & Death. Po nich właśnie miał wystąpić David w towarzystwie Marka i Chada. Właściwie to miał być normalny pokaz, ale Dave czuł się dziwnie. Trema go zżerała. Tylko dlaczego? Sam nie wiedział. Może po prostu był zmęczony i obawiał się, że pomylą mu się chwyty?
-Jesteście gotowi?- spytał Mark, gdy grupa skończyła występ.
-Szczerze to nie...- powiedział cicho David.
-W takim razie idziemy...
Wyszli niepewnym krokiem na scenę. Mark zasiadł za perkusją, a David ulokował się na boku i podpiął instrument do pieca.
-Witajcie, ludzie!- powiedział pewnym głosem do mikrofonu Chad- Dobrze się bawicie? Mam nadzieję, ze tak! Bo muzyka... Muzyka jest czymś wspaniałym. Wypełnia ona całe moje życie... Mam nadzieję, że mnie rozumiecie. Chcielibyśmy wam zaprezentować dwa kawałki. Do dzieła chłopaki!- tym razem zwrócił się w stronę reszty zespołu.
Popłynęły pierwsze nuty piosenki. Melodia płynęła a po chwili dołączył do niej wspaniały wokal Chada. David oniemiał. Boże, jak on pięknie śpiewał. jeszcze nigdy w życiu nie słyszał czegoś tak świetnego. Jego głos był miękki ale jednocześnie męski. Dave z wrażenia prawie pomylił chwyty, ale udało mu się zapanować nad emocjami. Podczas refrenu tłum zaczął wiwatować. Muzyka płynęła swobodnie. Po jednej grali kolejną. Ludzie domagali się bisu. Zagrali więc jeszcze raz. Jednak w końcu musieli zejść ze sceny. Było to nieuniknione.
-Człowieku! Wiesz, jaki ty masz cudowny wokal?!- spytał podniesionym i podekscytowanym tonem, gdy wrócili na zaplecze.
-Nie przesadzaj.
-Nie bądź taki skromny bo mózg ci wyparuje!- krzyknął Mark dołączając do nich.
Chad wzruszył ramionami. Zbierał się właśnie do wyjścia, kiedy znienacka odezwał się Jim. Wszyscy aż podskoczyli słysząc jego głos:
-Na twoim miejscu, nie wychodziłbym... No chyba, że śpieszno ci zostać poturbowanym przez tłum fanów...
-Hahahaha. Możesz być spokojny. Nic takiego mi się nie przydarzy...- i wyszedł.
-Zakład o pięć dolców, że wróci tu w ciągu minuty?- spytał Dave.
-Ja stawiam, że wytrzyma tam góra dziesięć sekund- odparł Mark
Zaczęli nasłuchiwać. Po jakimś czasie słychać było pisk dziewczyn. A więc zobaczyły już Chada. Dave był ciekawy jaka była reakcja chłopaka na ich zachwyt. Nie musiał jednak długo czekać, aby znaleźć odpowiedź na to pytanie, ponieważ właśnie w tym momencie na zaplecze wbiegł zdyszany Chad. Miał całe potargane włosy, a koszulka była pognieciona i nieco przekrzywiona. Zamknął drzwi na zasuwkę i oparł się na nich całym ciężarem ciała ciągle usiłując złapać oddech. Chłopaki usłyszeli piski dziewczyn.
-Jest stąd jakieś drugie wyjście...?- spytał ciągle dysząc z wysiłku Chad.
Jim wskazał im drzwi naprzeciwko sali.
-Wygrałem!- krzyknął Mark- Był tam dziewięć sekund.
-E... niech ci będzie- powiedział z ociąganiem Dave wyciągając z kieszeni banknot i wręczając go Markowi.
Wydostali się na zewnątrz. Rozglądali się na wszystkie strony aby upewnić się, że nikogo tutaj nie ma.
Przebiegli parking i już mieli pakować sprzęt do bagażnika, kiedy Dave usłyszał wołanie:
-Dave? David! Zaczekaj!
Skądś znał ten głos. Ale kto to mógł być...?



Nie wiedząc czego do końca ma się spodziewać, Dave obrócił się powoli. Ujrzał dziewczynę, która stała naprzeciwko parkingu. Opierała się o maskę granatowej Hondy i machała przyjaźnie w jego kierunku. Wydawało mu się, że skądś ją zna, ale skąd? Dziewczyna musiała Dave’a już kiedyś widzieć, bo skąd by wiedziała jak się nazywa?
-Chłopaki… Poczekajcie chwilę. Zobaczę o co chodzi- powiedział i podbiegł do niej    
-Hejka, Dave!- uśmiechnęła się promiennie dziewczyna.
Chłopak spojrzał na nią. Wydawało mu się, że już kiedyś widział te błyszczące, szare oczy, które mądrze spozierały na człowieka spod grzywki. I te lśniące brązowe włosy… Skąd on mógł je znać?
-Wybacz, ale… Nie do końca wiem kim jesteś. Chyba już cię gdzieś widziałem, ale nie pamiętam dokładnie…- powiedział uśmiechając się trochę.
Dziewczyna zaśmiała się krótko. W jej śmiechu było coś wyjątkowego. Dave nigdy czegoś takiego jeszcze nie słyszał. Chłopak pomyślał, że jej śmiech mógłby sprawić, że nawet najbardziej snobistyczny człowiek uśmiechnąłby się, a każdy człowiek, który znajdował się „nad przepaścią” w swoim życiu doceniłby piękno świata.
-W końcu masz prawo mnie nie pamiętać- dziewczyna wyrwała Dave’a z rozmyślań- Minęły ze dwa, trzy lata.
Chłopak nadal myślał, gdzie mógł widzieć tak pogodnie nastwioną do życia istotę.
-Poznaliśmy się w szpitalu, pamiętasz?- powiedziała dziewczyna ostrożnie, przeczuwając, że może być jeszcze za wcześnie aby poruszać takie sprawy jak śmierć dziewczyny Dave’a.
Miałą rację.  Chłopak od razu przypomniał sobie o tym co wydarzyło się dwa lata temu. Mina mu zrzedła.
-Melanie…- powiedział.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała. Ujrzała na twarzy Dave’a ból i złość.
-Przepraszam… Nie chciałam przywoływać złych wspomnień. Po prostu…
-Wybacz, ale powinienem już iść. Tak będzie najlepiej. No… to cześć…
I odszedł.
-Dave!- krzyknęła dziewczyna. W jej oczach zaszkliły się łzy. Zrobiło jej się strasznie przykro, ponieważ wiedziała, że chłopak ma przez nią teraz okropny nastrój. Ale jak inaczej miała mu przypomnieć o tym, że poznali się właśnie wtedy, kiedy dziewczyna- a właściwie już narzeczona- leżała na łożu śmierci? Jak miała mu powiedzieć, że ona, Melanie w rzeczywistości znała Dave’a o wiele dłużej? Nie od chwili kiedy spotkała go w szpitalu, ale jeszcze dużo wcześniej?
Dziewczyna patrzyła jak chłopak odchodzi, a poczucie winy płonęło w niej żywym ogniem. Sama nie wiedziała czemu czuła się aż tak podle… Czy to dlatego, że go zraniła, czy też dlatego, że uczucia, które do niego żywiła od jakichś pięciu lat nie dawały o sobie zapomnieć?

           

Dave nie wiedział co właściwie ma myśleć o tym dziwacznym spotkaniu z Melanie. Gdy tylko wrócił do domu poszedł prosto do pokoju i rzucił się a łóżko chcąc się uwolnić od bólu, który powrócił po rozmowie z nie widzianą już od dwóch lat dziewczyną. Czuł się okropnie. Po okresie cierpienia i wmawiania sobie, że śmierć Megan to i wyłącznie jego wina zaczął powoli wychodzić na prostą. Przestał już się zadręczać i w końcu pogodził się z tym co się stało. Bardzo trudno mu było to wszystko osiągnąć, ale po tym jak wyjechał do USA postanowił odbudować swoje życie na nowo. I praktycznie mu to się udało. Fakt. Czasami powracał myślami do tego dnia, kiedy zmarła jego dziewczyna. Wyobrażał sobie co by było gdyby nie zabrał jej ze sobą na ten dach. Jednak zdołał, w pewnym sensie, się od tego uwolnić. Już nie budził się każdej nocy zlany potem, kiedy śniła mu się Megan leżąca bez życia na Sali operacyjnej.
A teraz, po rozmowie z Melanie, to wszystko powróciło. Dave znowu miał przed oczami Megan, która nagle prostuje się, a następnie osuwa na jego ręce. Chłopak znowu widział jej błękitne oczy, które zaszły mgłą. Już nie ziała z nich radość lecz przerażenie, strach i ból. Znów poczuł ten wszechogarniający zapach krwi dookoła i bicie serca, które powoli traci na swej sile. Zobaczył również jak jego dziewczyna powoli traci przytomność.
Dave miał za to wszystko za złe Melanie. Wolałby jej nie spotykać ponownie. Owszem, w jego głowie odzywał się cichutki głosik, który mówił, że ta dziewczyna nie jest przecież temu winna, ale istniały także te inne szepty, które całkowicie zagłuszały ten głos wypominając, że gdyby dziewczyna nie przypomniała mu o tym szpitalu i o Megan nie siedziałby teraz bezczynnie i nie zadręczał się. Szalałby teraz najprawdopodobniej z przyjaciółmi świętując udany występ.
W pewnym sensie Dave sam nie wiedział czemu aż tak bardzo przeżywa to, że Melanie napomknęła o śmierci Megan. Czy to dlatego, że bardzo to przeżył i wolałby już raczej o tym nie rozmawiać czy też dlatego, że nie mógł się pogodzić z tym, że o tym wydarzeniu mówi ktoś kogo ledwo zna. Melanie się wydaje jakby wszystko na ten temat wiedziała a w rzeczywistości nie wie jaki to ból, kiedy umiera tak bliska sercu osoba- myślał.

Jednak im bardziej chłopak o tym myślał tym większy wstręt do siebie odczuwał. Zdał sobie bowiem sprawę, że stara się z całych sił o Megan zapomnieć. Jednak ona zawsze pozostanie w jego sercu. Bowiem nie da się zapomnieć o sobie, która znaczy dla nas tak wiele. Czy by się tego chciało, czy też nie.


Dave siedział bezmyślnie na kanapie i bawił się pilotem co chwila zmieniając stację w telewizorze. Nie przywiązywał nawet wagi do tego, jaki film leci. Wpatrywał się nieobecnym wzrokiem w ekran. Nie miał nic lepszego do roboty. Minął już tydzień od spotkania z Melanie a on ciągle nie mógł o nim zapomnieć. Czuł się jak człowiek, który chce iść spać i nagle przypominają mu się najgorsze momenty z najstraszniejszych horrorów. Tylko że w jego wypadku to raczej wyglądało tak, że gdy tylko chciał się otrząsną i w końcu zapomnieć o Megan wspomnienia wciąż do niego powracały jak bumerang. Przez głowę przetaczały się najróżniejsze chwile spędzone z nią. Oczami wciąż widział jej uśmiech, który sprawiał, że człowiek stawał się szczęśliwszy i te jej przenikliwe oczy, przed którymi nic się nie mogło ukryć.
-David! Czy ty chcesz mi zepsuć pilota?! Opanuj się  wreszcie, człowieku! Od godziny gapisz się bezmyślnie w ekran…- nie wytrzymał Mark siedzący obok niego.  Po czym wstał, wyrwał z ręki Dave’a pilota i wyłączył telewizor.
-Słuchaj… Ja wszystko rozumiem- zaczął ponownie siadając obok niego- Jest ci ciężko. Każdemu by było. Ale zrozum! Musisz się w końcu otrząsnąć… Wiem, że ją bardzo kochałeś. Była dla ciebie kimś wyjątkowym, ale ona już nie wróci. Chociaż nie wiadomo jakbyś tego chciał ona odeszła. Na zawsze.
Do Dave’a docierały te słowa jednak nie przywiązywał do nich szczególnej wagi. Ciągle spoglądał przed siebie tym nieobecnym spojrzeniem. Zupełnie jakby nie zauważył, że jego przyjaciel dopiero co wyłączył telewizor. Mark jednak kontynuował:
-Kiedyś malowałeś. Pamiętasz? Byłeś w tym mistrzem. A teraz co? Od nie wiadomo jak dawna nie widziałem cię z pędzlem w ręku. To, że jej nie ma nie znaczy, że masz siedzieć do końca na tej kanapie i nic nie robić. Po jej śmierci przestało cię cokolwiek obchodzić. Później się otrząsnąłeś. A teraz wystarczyła jedna głupia rozmowa z jakąś dziewczyną, która napomknęła o tym morderstwie a ty już się od początku załamujesz?!
-Ty nic nie rozumiesz…- powiedział w końcu Dave- Gdy tylko spoglądam na płótno, kawałek kartki albo komplet ołówków od razu przypominają mi się te chwile kiedy siedziałem i rysowałem a ona przyglądała się temu z boku.
-Czyli co? Zamierzasz zrezygnować z pasji tylko dlatego, że ona się gapiła jak ty rysujesz?
Dave nie odpowiedział.
-A zresztą… Nie ważne. Rób co uważasz, ale wiedz, że nie warto rozpamiętywać to co się stało, tylko należy myśleć o tym co się może wydarzyć. Megan na pewno by chciała, żebyś dalej normalnie funkcjonował a nie gapił się w ścianę i nic nie robił. SPÓJRZ NA MNIE WRESZCIE JAK DO CIEBIE MÓWIĘ!- wkurzył się Mark.
David bardzo powoli obrócił głowę w jego kierunku, po czym powiedział:
-Masz rację. Nie ma co się zamartwiać. Idę się przejść.
-No! To mi się podoba!- powiedział Mark szczerząc do niego zęby, lecz Dave uśmiechu nie odwzajemnił.
I wyszedł zostawiając przyjaciela samego.
______________________________
Nawet nie wiecie jak mi jest przykro z braku komentarzy. Kiedy zakładałam tego bloga liczyłam że będzie lepiej. Że będziecie pisać co Wam się podoba a co nie. A tu kompletna cisza. :( Proszę komentujcie co myślicie. Nie zmuszajcie mnie do usunięcia bloga! ;((
GUTTA-BAD

14 lipca 2013

Szablon! ;*

Witajcie! Niedawno wróciłam z Władysławowa i jak widzicie pojawił się już na stronce przecudny szablon. Wykonała go niezwykle utalentowana dziewczyna! Blode! :) Jestem Jej za to niezmiernie wdzięczna! :) Wyśmienita robota! <3

Zapraszam na stronkę, na której możecie zamówić szablony na blogspota! :) Szablonownica 
:) A Wy jak oceniacie szablon? Podoba Wam się? ^^

Wkrótce postaram się napisać nowy rozdział! Pamiętajcie, że każdy komentarz daje motywację do pisania. Więc proszę Was :) Komentujcie moje rozdziały! :)
~Bad

29 czerwca 2013

Kilka Informacji! :)

 Witam Wszystkich Bardzo Serdecznie! :)
Ten wpis jest poświęcony kilku informacjom :D
1. W niedzielę po południu wyjeżdżam nad morze do Władysławowa na tydzień, więc chyba już nie wejdę do czasu jak nie wrócę :C
2. Obecnie piszę opowiadanie na zamówienie dla Dorothy (możecie sobie zamówić opowiadanie w sekcji "Zamówienie". Logiczne, nie? xD). Dlatego też nie wiem kiedy będzie następny rozdział o Davie ;D
3. Punkt trzeci i najważniejszy :D ŻYCZĘ WAM WSZYSTKICH WSPANIAŁYCH WAKACJI!!!

Gdzie wyjeżdżacie? Z kim? Macie jakieś plany, czy wolicie siedzieć w domu i spotykać się ze znajomymi?

P.S Sama nie wiem czemu piszę tą notkę... :C I tak nikt nie czyta moich opowiadań... :( Wiem, że są beznadziejne. Staram się jak mogę, ale chyba jednak pisanie opowiadań nie należy do moich talentów czy uzdolnień... Zero komentarzy, mało odwiedzin... No nic. Trudno. Poddawać się nie będę C:
Jednak proszę Was, żebyście pisali komentarze jeśli czytacie moje notki. Nie dość, że mnie to uszczęśliwi to jeszcze będę wiedziała co myślicie o opowiadaniu i jakie błędy popełniam :)

A na koniec zapraszam wszystkich Fanów Harry'ego Pottera (i nie tylko) do odwiedzin tego wspaniałego bloga. Ten chłopak pisze takie wspaniałe opowiadanie *__* Aż zazdroszczę! ;)))

Jeszcze raz:
ŻYCZĘ     WSZYSTKIM     UDANYCH    WAKACJI!

~Bad

22 czerwca 2013



Happy Bithday Meryl!
You're the best actress in the world! :))
I love you so much
And I Have hope I'll meet you in the future :*
<3 <3<3



21 czerwca 2013

Gdy David wysiadł z samolotu nie wiedział co ma robić. Już wcześniej zatroszczył się o wynajem mieszkania. Lecz... jak miał tam dotrzeć?! No tak... Jak zwykle czegoś nie dopilnował. Wydostał się z lotniska. Cóż... Najlepiej by chyba było znaleźć jakiś postój taksówek. Innego wyjścia nie ma. Przecież chłopak nie wziął nawet żadnej mapy. Musiał dotrzeć na... Lovers Street?!

No świetnie! Hm... Chłopak nie przyglądał się szczegółowo lokalizacji mieszkania. Brał to, co było najtańsze. Nie zobaczył nawet jaka to ulica.  -Super!- pomyślał- Chciałem uciec od nieszczęśliwie zakończonej miłości, a trafiam na coś takiego.  To trzeba mieć szczęście. No nic.. Czasu nie cofnę... Poszedł wzdłuż ulicy. Musiał znaleźć jakąś taksówkę. Co prawda, mógłby zapytać o to jakiegoś przechodnia, ale Dave był raczej nieśmiałym chłopcem. Bał się trochę ludzi i tego co powiedzą. Oni są tacy nieprzewidywalni! Miał jednak szczęście i zobaczył w oddali jakąś stojącą na poboczu taksówkę. Pobiegł ku niej czym prędzej, co było dość trudne zważając na jego bagaż składający się z walizki i plecaka. Jednak musiał się spieszyć, żeby nikt go nie wyścignął. Biegł jak najszybciej tylko mógł, co chwila na kogoś wpadając i potykając się o własne nogi. Musiało to zabawnie z boku wyglądać.  Udało się. Dobiegł do taksówki i wsiadł do środka. Powiedział gdzie chce dojechać i rozsiadł się wygodnie na fotelu. Co prawda nie było tu tak miękko jak w samolocie, ale wolał przebywać tutaj. Nie musiał przynajmniej patrzeć jak jakaś para się obściskuje na jego oczach. Podczas całego lotu starał się jak najmniej zwracać na nich uwagę, ale sam fakt jak się do siebie uśmiechali sprawiał mu ogromny ból. Od razu jego wspomnienia wędrowały do tych wspaniałych chwil spędzonych z Megan. Byli tacy szczęśliwi. Co on by dał, żeby ona żyła. Żeby mógł jeszcze raz spojrzeć w jej cudowne oczy..
-No... Jesteśmy na miejscu...- powiedział kierowca po parunastu minutach jazdy. Dave aż podskoczył kiedy usłyszał jego głos. Nieźle się zamyślił... Odliczył stosowną kwotę, podał pieniądze mężczyźnie za kółkiem i wyszedł.  Obejrzał się. Czemu jest tak jasno? Spojrzał na zegarek. Za pięć dwunasta... No tak! Zmiana strefy czasowej... Kurcze... Będzie się musiał nieźle przestawić. Całe pięć godzin do tyłu... Mu się już chce spać a tutaj nawet dwudziestej nie ma... Eh! No trudno! Sam tego chciał. Spojrzał przed siebie. Zobaczył niewielką kamieniczkę. A więc tutaj miał mieszkać. Podszedł bliżej i nacisnął dzwonek. Cisza. Czyżby nikogo nie było? Hm... Albo wszyscy śpią. Z ogłoszenia wiedział, że właścicielką mieszkania jest starsza pani, a tacy ludzie chodzą wcześnie spać. Co prawda uprzedzał, o której dotrze, ale mogła zapomnieć. Zadzwonił raz jeszcze. Po chwili rozległ się wołanie 'Już idę'. Drzwi się otworzyły a zza nich spoglądała ciekawym wzrokiem jakaś staruszka. Wyglądała na całkiem miłą. Uśmiechnęła się do Dave promiennie. Chłopak nie mógł się powstrzymać i odpowiedział jej tym samym. -A więc to ty jesteś David?- powiedziała cichym głosem. -Tak to ja.  -Wejdź, wejdź- otworzyła szerzej drzwi a Dave wszedł do środka.  Powiesił kurtkę na wieszaku, a buty postawił w rogu. Następnie wszedł z bagażami do przedpokoju, w którym zniknęła staruszka. Rozejrzał się. Nigdzie jej nie było. -Poczekaj! Już idę!- krzyknęła z pomieszczenia obok.  Po paru minutach przyszła z powrotem z kluczem w dłoni. Podeszła do schodów i zaczęła wchodzić na górę. Chłopak poszedł za nią bez słowa. Szczerze powiedziawszy dom z zewnątrz wyglądał na mniejszy niż był w rzeczywistości.  -Będziesz mieszkał tutaj- powiedziała otwierając drzwi naprzeciwko schodów. -Oczywiście, proszę pani. -Mów mi Margaret, w skrócie Magy.- uśmiechnęła się.  -Okej... -Dobrze, a więc tutaj masz klucz- podała mu go do ręki i Dave wszedł do swojego pokoju. Był on średnich rozmiarów. Łóżko stało w koncie, a obok niego stało biurko. Do tego biblioteczka na książki i obraz na ścianie. W pomieszczeniu była przewaga koloru błękitnego. Całkiem ładny- pomyślał Dave. -Rozpakuj się na spokojnie. Jakbyś czegoś potrzebował- jestem na dole. Śniadanie jest o godzinie ósmej, obiad o czternastej a kolacja o dziewiętnastej. Jesteś głodny? -Nie, nie. Poradzę sobie. Niech sobie pani... To znaczy... Nie zaprzątaj sobie tym głowy. Dziwnie mu było mówić do niej po imieniu. Była w podeszłym wieku... No nic... Trzeba będzie się przyzwyczaić. Margaret wyszła, a Dave rozejrzał się po pokoju. Należałoby się rozpakować... Nie... Był zbyt bardzo zmęczony. Rzucił się na łóżko. Pomyślał jeszcze, że tutaj może uda mu się pozbierać po tragedii... I już spał...

2 lata później...
-David! Ile jeszcze mam na ciebie czekać?! Spóźnimy się! Mark się wkurzy jak nie dotrzemy na czas... -Już, już! Przecież idę! Spieszyli się- to prawda. Mieli niecałe piętnaście minut na dotarcie do klubu, w którym mieli zagrać koncert. Chad przyszedł do Dave, aby pomóc mu przewieźć sprzęt. Mimo iż, chłopak był już w Nowym Jorku od dwóch lat nie chciał zdawać prawa jazdy. Mówił, że nie ma czasu na taki rzeczy. Chad mu się zresztą nie dziwił. Sam podchodził do egzaminu trzy razy. Wiedział jaka to katorga. Zdawał trzy lata temu, a przecież z roku na rok jest podobno coraz gorzej. -David! No chodź już! -Poczekaj!- siedział właśnie na łóżku i pakował torbę i gitarę- Artyści zawsze się spóźniają. Nie słyszałeś?- posłał mu uśmiech spod długiej grzywki. -Zamiast tak dowcipkować mógłbyś się pośpieszyć- powiedział. -Jezu... Jaki ty dzisiaj poważny jesteś. Będzie dobrze, wyluzuj. Nie gramy pierwsi, więc zdążymy...- powiedział zapinając torbę i biorąc gitarę na plecy- No, chodź już. Wyszli na ulicę i skierowali się do auta Chada. Jeździł srebrnym Citroenem. Chłopak pomógł zapakować do bagażnika gitarę i piec. Wsiedli do auta i odjechali. -Słuchaj, Dave... Nigdy o tym nie gadaliśmy... Zawsze unikałeś tematu. Wiesz, jesteśmy kumplami, a ja nie wiem nadal, dlaczego ty właściwie przyjechałeś tutaj, do Nowego Jorku...- zaczął nieśmiało Chad siadając za kierownicą. -A co? Masz mnie dość?!- zaśmiał się wymijająco David. -Przecież wiesz, że nie o to mi chodzi- powiedział poważnie- Po prostu... Kiedy cię wtedy poznałem w klubie miałem wrażenie, że jesteś po przejściach. Wyglądałeś, jakby twój świat się zawalił. Spytałem cię wtedy co się stało, a ty mi nie odpowiedziałeś. Ja nie chcę na ciebie naciskać, ale myślę, że gdybyś się komuś wyżalił, zrobiłoby ci się lżej na sercu. Widzę, że cały czas się zadręczasz czymś. Teraz już miej niż kiedyś, ale... -Słuchaj, Chad... Jesteś wspaniałym przyjacielem. Jednak... nie jestem gotowy, aby się komukolwiek zwierzać. Może kiedyś, ale nie teraz. -Jasne. Nie było rozmowy- uśmiechnął się. Ach... Chad był wspaniałym kolesiem. Od razu wyczuwał, kiedy ktoś coś ukrywał, czymś się martwił. Kiedy przeczuwał, że ktoś nie chce o czymś gadać- umiejętnie zmieniał temat... Zupełnie jak Meg...
_____________________________________
 Mało komentarzy... No ale cóż :C najwidoczniej Wam się opowiadanie nie podoba :C
Ostatnio jestem przeszczęśliwa! :D Złożyłam zamówienie na Szablon na tej oto stronce:

*Szablonownica

I przyjęli moje zamówienie!!! :D Będę miała teraz swój jedyny w swoim rodzaju szablon! :D

Lalalalalalalalalala <3 Linkin Park! Ma miłość :D

~Bad

8 czerwca 2013

V- Zmiany...- Na Lepsze Czy Na Gorsze...?

Dave stał na lotnisku i czekał. Jego samolot miał przylecieć pół godziny temu, ale się spóźniał. W informacji dowiedział się, że to z powodu pogody kapitan musiał spowolnić obrót silników. A więc pozostawało mu tylko czekać. Lotnisko było przepełnione. Wakacje się kończyły i wiele osób wylatywało w drogę powrotną do domu. Dave wziął więc swoją dużą walizkę i stanął koło ławeczce. Oparł o nią swój bagaż i przypatrywał się ludziom, którzy przebywali w pobliżu. Jakaś staruszka na ławce kogoś wypatrywała. Co chwili spoglądała na zegarek, a jej mina przedstawiała wielkie zniecierpliwienie. Denerwowała się, ponieważ samolot poważnie się spóźniał. Niedaleko jakaś para się kłóciła. Chłopak co chwila krzyczał w kierunku dziewczyny, która natomiast była bliska płaczu. Ach... Jaki mógł być powód kłótni? Pewnie jak zwykle zazdrość... I wtedy jego myśli znowu skierowały się ku Meg. Od jej tragicznej śmierci minęły raptem dwa miesiące. Mimo to Dave pamiętał wszystko ze szczegółami. Każdą sekundę. W snach ciągle nawiedzał go obraz jak Megan upada i się wykrwawia, a później jak z sali operacyjnej wychodzi lekarz przekazując mu, że umarła. Pamiętał wszystko, jakby to było wczoraj. Ciągle czuł potworny ból po jej stracie. Nie mógł się pogodzić z tym, że odeszła. Dlatego postanowił wyjechać. Zostawić daleko za sobą przeszłość i nigdy do niej już nie powracać. Miał nadzieję, że mu się to uda. Oczywiście nie chciał wymazywać sobie Meg całkowicie z serca, ale nie mógł tak żyć. Postawa Steve'a i ostatnie słowa jego dziewczyny wstrząsnęły nim. Musiał wyjechać. Inaczej się nie dało. Tak właśnie znalazł się tutaj- na lotnisko. Kierunek Nowy York. Hm... Megan zawsze tam chciała pojechać... Szkoda, że się jej nie udało spełnić swojego najgłębszego marzenia...Tak bardzo chciał, żeby przy nim była. Żeby potrzymała go za rękę i powiedziała, że wszystko będzie dobrze. Ale Megan nie żyła i nigdy nie wróci. Owszem przez pierwszy tydzień łudził się, że to tylko jakaś pomyłka, że to nie może być prawda, ale gdy zobaczył jak wkładają jej trumnę do groby przejrzał na oczy. Zamknął się w sobie. Ale musiał żyć dalej z myślą, że Meg nie chciałaby, żeby się zadręczał i żeby miał wyrzuty sumienia. Oczywiście, że je miał, ale chciał coś zmienić w swoim życiu. Chciał stanąć na nogi po tej tragedii i spojrzeć na świat z tej dobrej perspektywy. Musiał przynajmniej spróbować. Dla Meg. I w tej chwili rozległ się odgłos lądującego samolotu a na tablicy 'Przyjazdów i Odjazdów' pokazało się zielone kółeczko przy nazwie New York oraz informacja, że samolot wylądował. Chłopak już chciał pójść w tamtym kierunku, gdy ktoś go zawołał. -Dave, zaczekaj! Przecież nigdzie się nie ruszał. Zaczął się rozglądać. Kto mógł za nim wołać? Był to głos męski... Hm... Spojrzał w lewo- nic. I wtedy go zobaczył w tłumie na przeciwko. Był to Steve. Biegł w jego kierunku gwałtownie machając ręką. Trwało dobrą minutę zanim się przedarł przez tłum i doszedł do Davida. -Jezu... Jaki tu tłok... -Co tutaj robisz?- spytał oniemiały z wrażenia chłopak. -Przyszedłem się pożegnać. Czemu nic nie mówiłeś, że wyjeżdżasz? Hę? Muszę się tego dowiadywać od twoich rodziców?! Gdybym ich nie spotkał przypadkiem to nie wiem co by było. -Nie chciałem niczego komplikować. Muszę wyjechać. Inaczej się nie da. Muszę opuścić to miasto. Tutaj- w Barwell- wszystko mi się z nią kojarzy. To nie do zniesienia. Poszedłbym do byle parku a wspomnienia by powróciły. -Rozumiem cię, stary. Nie musisz się tłumaczyć- poklepał Dave'a po plecach- Ale czemu się ze mną nie pożegnałeś? Chciałeś odejść tak po prostu? Co to znaczy, że nie chcesz nic komplikować? -Jezu... Nie chciałem aby było mi trudno stąd odejść. Teraz kiedy przyszedłeś mam wyrzuty sumienia. Myślałem, że jeśli nikt nie dowie się o moim wyjeździe nic mnie nie powstrzyma i kiedy będę już w samolocie będę mógł odetchnąć.  -Dave... Nie wierzę. Chciałeś wyjechać! Mogłeś mi powiedzieć! Wiesz co przeżywałem?! Myślałem, że się spóźniłem i że ciebie już to nie znajdę. -Ale znalazłeś- powiedział posępnie Dave wpatrując się w tablicę- Mój samolot. -Tak. Ale znalazłem...- zawahał się chwilę, po czym zadał to najważniejsze pytanie: -Na pewno nie przekonam cię, żebyś nie leciał?  -Przykro mi- powiedział stanowczo, aczkolwiek w tonie jego głosu można było wyczuć smutek. Po chwili słychać było komunikat, że samolot wystartuje za 10 minut. -Muszę iść. Trzymaj się Steve- objął go i poklepał po plecach- Może na święta przyjadę. Albo w wakacje. Muszę na spokojnie wszystko przemyśleć. -Oczywiście. Do zobaczenia, Dave.  David wziął w rękę walizkę i ruszył przed siebie. Obejrzał się raz. Steve ciągle czekał mając nadzieję, że chłopak jednak zawróci. Mimo iż powiedział, że rozumie Dave'a myślał, że robi wielki błąd wyjeżdżając. Trudno. Niech tak myśli. David nie widział innego wyjścia. Musiał wyjechać... Po pięciu minutach znajdował się w samolocie. Odnalazł swoje miejsce i rozsadowił się wygodnie. Zacisnął mocno ręce na fotelu, aby nie wybiec z samolotu i nie wrócić do Steve'a. Wiedział, że będzie mu się ciężko przyzwyczaić do braku przyjaciela u boku. Zdawał sobie z tego sprawę. W międzyczasie przysiadło się do niego małżeństwo. Usiedli na przeciwko niego i czule coś do siebie szeptali. Mężczyzna co jakiś czas nachylał się w stronę kobiety i całował w czoło albo w usta. Kochali się. Było to widać. Świetnie... Marzył po prostu o tym, aby siedzieć w towarzystwie kogoś takiego.  W końcu samolot ruszył. Ach... Dave mógł odetchnąć spokojnie. Założył sobie na uszy słuchawki, aby nie musieć słuchać mizdrzenia się do siebie na wzajem pary kochanków i wsłuchał się w lekko rockowe basy Post Grunge*, a dokładniej utworu Nickelback- 'How You Remind Me'... Natomiast samolot odlatywał zostawiając za sobą Barwell w Anglii i przykre wspomnienia Dave'a... *Post Grunge- styl muzyki wywodzący się z Grunge, który powstał w połowie lat 90. Zespoły Post-Grunge'owe grają rocka, z wyraźnymi wpływami Grunge'u. (Źródło- Wikipedia)
_________________________________________
Strasznie mało tych komentarzy :(( Smutno mi......
Nie podoba Wam się opowiadanie? ... :(

~Bad

29 maja 2013

IV- "Nie poddawaj się!"- Tylko Co Jeśli Ktoś Stracił Sens Swojego Życia...?

Parę tygodni później nastrój Dave'owi się nie poprawiał. Ciągle chodził w żałobie i nawet nie wychodził z domu. Od roku nie mieszkał z rodzicami. Nie wiedzieli nawet o całej tragedii. Nie byłby w stanie o tym komuś opowiedzieć. Było na to stanowczo za wcześnie. Zbyt bardzo bolało.
Raz dzwonili do niego z komisariatu. Przyjechali do niego, żeby mógł złożyć zeznania w sprawie Meg. Niewiele mógł im powiedzieć, ale może coś im pomoże. Opowiedział więc wszystko (czyli prawie nic).
Powiedzieli mu, że będą działać, ale słyszał jak za drzwiami jeden mówi do drugiego, że czarno to widzi, bo praktycznie nic nie wiedzą.
Dzwonili do niego jeszcze parę razy, aby o coś spytać lub się upewnić, al od paru dni telefonu słychać nie było. Pewnie dali sobie spokój ze sprawą i już. Pieprzona policja! nic nie potrafią dobrze zrobić! Siedzą tylko na dupie i narzekają na to jak im trudno! Debile!
 
Pewnego dnia do Dave'a przyszedł Steve. Był to jego kolega ze studiów. Poszedł on w kierunku malarskim i był całkiem szanowanym malarzem w mieście. Urządził już parę świetnych wystaw w publicznym muzeum i zaczynała się nim powoli interesować telewizja. Nic dziwnego. Miał talent jakich mało! Dave mu nawet zazdrościł kiedyś, ale to była już tylko przeszłość. Teraz byli najlepszymi kumplami. Na dobre i na złe.
-Stary, słyszałem co się stało...- powiedział na samym wstępie Steve.
-Słuchaj, nie chcę o tym gadać...- odparł ponuro Dave.
-Wiem, wiem. Jesteś w żałobie. Chciałem ci tylko złożyć kondolencje. Ja wiem, że ona cię bardzo kochała. Kiedyś mi się zwierzała, że nie potrafiłaby bez ciebie żyć.
-Steve, mówiłem, że...- zaczął, ale chłopak mu przerwał:
-Rozumiem, okej... Przyszedłem także dlatego, żeby zobaczyć jak się czujesz. Ostatnio była Twoja wystawa... Czekali na ciebie ludzie z telewizji lokalnej, ale się nie pojawiłeś...
-A co? Uważasz, że miałam pójść w takim stanie?! Człowieku, uspokój się. Wszystko straciło sens. Nie mam po co żyć. Tą wystawę mam głęboko w dupie!
-Dave... Pisali o tobie w gazecie...- rzucił mu na stolik magazyn. Na pierwszej stronie widniał tytuł 'David Johnson- Utalentowany Malarz XXI wieku?'- Patrz... Napisali tutaj, że masz wyjątkowy talent!
-Nie obchodzi mnie to, Steve.
Faktycznie, miał to gdzieś. Mogli nawet napisać, że maluje jak Leonardo Da Vinci. Nie obchodził go to, co te szmatławce wypisują.
-Człowieku?! Kiedy ty ostatnio miałeś pędzel lub ołówek w ręku?
-Dawno- warknął.
-A widzisz! Ty sobie nie zdajesz sprawy ze swojego talentu. Możesz być kimś, a chcesz to zaprzepaścić. Pogódź się z tym! Ona umarła i nie wróci!
Te słowa spiorunowały Dave'a. Jednym susem przyskoczył do Steve'a i zacisnął mu ręce na gardle.
-Odszczekaj to!
Patrzył na niego z zrządzą zabijania w oczach i dopiero po chwili zrozumiał co robi. Odskoczył od Steve'a i złożył ręce na plecach.
-Przepraszam- powiedział cicho- Odbija mi. Nie chciałem.
-Nie mam do ciebie żalu. Też bym taki był na twoim miejscu. Mi też brakuje Meg. Widziałem ją tylko raz i już ją polubiłem. Była taką pogodną i zawsze uśmiechniętą dziewczyną.
-Tak.
-Słuchaj, ja lecę. A ty się nad sobą zastanów. Megan na pewno by chciała, żebyś był szczęśliwy i kształtował swój talent. Ona umarła, ale pozostanie z tobą na wieki i będzie nad tobą czuwać.
I wyszedł lekko trzaskając drzwiami.
Dave zrobił sobie coś do jedzenia rozmyślając nad słowami przyjaciela. Miał po części rację. Nie mógł do końca życia tak się zachowywać. Musiał coś zmienić. Oczywiście zawsze będzie kochał Meg i będzie mu jej brakowało, ale nie może tak żyć. Przypomniał sobie jej słowa zanim straciła przytomność:
'Kocham cię, Dave. Bądź szczęśliwy'.
Spojrzał na gazetę leżącą na stole. Przeczytał artykuł i już wiedział co musi zrobić... Słowa Megan i Steve'a dały mu do myślenia...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, że tak krótko... Ale obiecuję Wam, że następny rozdział pojawi się  w czwartek... Ale muszą być przynajmniej 2 komentarze ;)
 

 Ależ to boskie!
~Bad

18 maja 2013

III- Życie Człowieka Może Stracić Sens W Jednej Chwili?

Dave już po chwili znalazł się przy lekarzu i zaczął się wypytywać o zdrowie Meg. Melanie też się jakby ożywił. Najwidoczniej chciała wiedzieć czy wszystko jest w porządku.
-I co? Jak poszła operacja?- spytał nachalnie chłopak wstając gwałtownie z krzesełka.
Melanie wstała powoli i także zbliżyła się w stronę lekarza. Jednak on nic nie odpowiadał. Stał z zaciętą miną zastanawiając się jak przekazać im to, co miał im do powiedzenia.
-Czemu pan nic nie mówi?! Co z nią jest? Kiedy będę mógł z nią porozmawiać?!- ponowił swe pytania podniesionym głosem.
-Ona... Obawiam się, że nie może jej pan zobaczyć.
-Ale jak to? Nie jest przytomna? Źle się czuje?- spytał lekko zbity z tropu.
Czemu oni nie mogą go do niej przepuścić? Przecież on chce z nią porozmawiać i spytać się, jak się czuje. I chce w końcu się dowiedzieć jak przebiegła operacja i czy nie było żadnych kłopotów.
-Nie... Ona...- usiłował mu wytłumaczyć lekarz, ale wtrąciła się Melanie:
-Dave pan doktor usiłuje ci przekazać, że...- głos jej się łamał okropnie. Przecież co by nie powiedziała, chłopak by się załamał. Nie mogła mu chyba rzec prosto z mostu co jest grane. Musiała go jakoś delikatnie naprowadzić na poprawną odpowiedź...
-Sens w tym, David, że ty jej już nie zobaczysz, bo ona... nie żyje...
Super, Melanie- pomyślała- To się nazywa delikatnie twoim zdaniem?! Boże, ty niedojdo!
David milczał. Rozszerzył gwałtownie oczy i nie mógł złapać oddechu. Poczuł, że coś się w nim wali. Tak jakby ogromny głaz go zmiażdżył. Jego nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Upadł na kolana. Z jego oczu popłynęły gorzkie łzy. Jak to ona... nie żyje?! Jej serce musi bić! Nie może mnie ot tak zostawić! Nie po tym, co razem przeszliśmy! Mieliśmy być na zawsze razem. Mieliśmy wziąć ślub... Dlaczego ona?
-Ale... Ale jak to? O czym wy mówicie?
-Dave... Przykro mi- powiedziała Melanie współczująco, a na jej policzek spłynęła pojedyncza łza. Podeszła do niego i położyła mu delikatnie dłoń na plecach- Podejrzewam jak się musisz czuć...
-Nieprawda! Nie wiesz, jak to jest! A najgorsze jest to, że to moja wina! To przeze mnie Meg odeszła i nigdy już nie zobaczę jej uśmiechu...
Strzepnął jej rękę, poderwał się i nie patrząc na nikogo pobiegł w kierunku drzwi oznaczonych 'Ostry Dyżur'. Lekarz próbowała go powstrzymywać, ale on się wyszarpnął i po chwili wkroczył do sali, w której na stole operacyjnym leżała blada dziewczyna. Była cała umazana krwią. W pierwszej chwili myślał, że się pomylił i że to nie Megan, ale gdy się uważniej przypatrzył zauważył pierścionek na palcu. Żal ścisnął go za serce, a wyrzuty sumienia powróciły.
Podszedł bliżej. Każdy krok kosztował go tak wiele. Bał się podejść. Ciągle miał nadzieję, że ona żyję, a im był bliżej, tym ta nadzieja coraz bardziej go opuszczała.
W końcu przystanął tuż przy samym stoliku i popatrzył z góry na dziewczynę, którą tak bardzo kochał. Łzy znowu mu popłynęły po policzkach. Przyklęknął przy niej i wziął jej rękę w swe wielkie dłonie. Nawet się nie wzdrygnął, gdy poczuł jaki bije od niej chłód. Była nienaturalnie blada.
Jak wampir- przemknęło mu przez myśl.
Zaczął całować ją delikatnie po ręce i wciąż powtarzał:
-Przepraszam cię, Megan. To moja wina. Przepraszam.
I płakał. Głośno łkał nie mogąc opanować swoich emocji. Do oczu cisnęły się co chwila nowe łzy, a żal i cholerny smutek nijak nie chciały przeminąć...
* * *
Dave został w szpitalu parę godzin. Nie mógł się pogodzić z tym co się stało. Cały czas miał nadzieję, że Megan wstanie i powie mu coś w stylu 'Chłopaku, ogarnij się! Przecież jestem tutaj z tobą!'. Jednak nic takiego nie nastąpiło. Dziewczyna z Krainy Zmarłych nie powstała, a w sercu Davida pozostawiła po sobie rozpacz i cierpienie.
Przez kolejny tydzień Dave nie ruszał się z łóżka. Myślał i myślał coraz bardziej pogrążając się w smutku i żałobie. Zadręczał się ciągle tym, ze to jego wina. Czuł to po prostu. Gdyby nie był skończonym idiotą, który zaprasza dziewczynę na dach, aby jej wyznać uczucie- żyłaby teraz... Byliby razem tacy szczęśliwi. Czuł także, że jeśli kiedykolwiek dopadłby tego gnoja, który jej to zrobił, zabiłby go na miejscu. Nie ważne, że wsadziliby go za to do więzienia. Chciał się zemścić. Mógłby nawet dożywocie przesiedzieć w ciupie. Teraz wszystko dla niego straciło sens. Nie miał dla kogo żyć. Jedyne światełko w jego życiu odeszło. Stracił swoją podpórkę i teraz wylądował w najgłębszej otchłani jaka mogła istnieć, otaczając go ściśle swymi mackami. Ale David nie chciał się nawet z tego chaosu wydostać. Odpowiadało mu to. Gdyby zaczął myśleć racjonalnie, najprawdopodobniej strzeliłby sobie kulkę w łeb.
* * *
W środę- trzy dni po śmierci Megan- odbył się pogrzeb. Z początku Dave myślał, że się nie przełamie i nie będzie w stanie tam pójść, ale wiedział, że nie byłoby to stosowne. Tak więc ubrał się na czarno i poszedł na uroczystość kościelną. Ksiądz opowiadał jakieś rzeczy o śmierci, ale chłopak nie mógł się nad tym skupić. Wpatrywał się tylko tępo w trumnę. Do oczu cisnęły mu się łzy, ale postanowił nie płakać. Musiał się powstrzymać.
Po mowie księdza podszedł do pięknie zdobionej, drewnianej trumny i przyjrzał się z bliska Meg. Była ubrana w zieloną sukienkę, która mu się tak bardzo podobała. Zawsze mówił, że wygląda w niej jak mała wróżka; jego Wróżka Szczęścia. Sam pomógł jej wybrać tą sukienkę na bal szkolny.  I wtedy łzy same popłynęły. Nie mógł ich już dłużej powstrzymywać. Dał całkowity upust swym emocjom. Ścisnął raz rękę Meg i pocałował ją delikatnie w czoło. Ostatni pocałunek. Było to dla niego wprost do nieuwierzenia... Jeszcze miesiąc temu był święcie przekonany, że będą razem na zawsze; do końca swych dni. A teraz... Wszystko się zawaliło w jednej chwili. Przed całą ceremonią chcieli mu oddać pierścionek zaręczynowy Megan, ale stwierdził, że chce, aby cząstka niego pozostała na zawsze z jego dziewczyną.
To tak, jakby umierała także pewna część mnie- pomyślał.
Obrzęd składający się z najbliższej rodziny i przyjaciół Meg ruszył w stronę cmentarza. W tle leciała jakaś muzyka żałobna... Dave szedł w pierwszym rzędzie patrząc zamglonym wzrokiem w stronę trumny. Szli powoli, a wkoło panowała ponura atmosfera. Rodzice dziewczyny łkali cicho na uboczu. Nie mogli pogodzić się ze stratą córki tak samo jak David. Jej ojciec powiedział chłopakowi, że to nie jego wina, i że nie mają do niego pretensji, ale on i tak miał wyrzuty sumienia. Mogli mu mówić, że on się do tego nie przyczynił, ale Dave czuł się tak, jakby to on do niej strzelał.
Gdy chłopak patrzył, jak trumna wraz z Megan opuszczana jest do rowu przeraził się. Chciał wskoczyć razem z nią, lecz nie mógł poruszyć nawet najdrobniejszą częścią swojego ciała.
Po piętnastu minutach wygłaszania mów tłum zaczął się rozchodzić. Nim Dave się spostrzegł nikogo nie było na cmentarzu. Zmierzch już dawno zapadł. Należałoby pójść do domu.
Spojrzał jeszcze raz na grób. Na tablicy było zdjęcie Megan. Sam je zrobił... Doskonale pamiętał ten dzień. Jej ostatnie urodziny... Pstryknął jej kiedy się śmiała z jakiegoś kawału... Wyszła tak słodko. Zalała go kolejna fala bólu. Przeczytał inskrypcje nagrobną:
'Śpieszmy się kochać ludzi- ta szybko odchodzą'. Poczuł się wstrętnie. na nic lepszego ich nie było stać. Jakież to pospolite! A przecież Megan z pewnością zasługuje na coś więcej.
Ostatnie spojrzenie na grób i już go nie było...
_____________________________________________



CZYTASZ=KOMENTUJESZ!
Tak, tak... Przepraszam, że ją zabiłam. Przepraszam! Muszę iść do spowiedzi :D

No nieważne :D Piszę tutaj pod spodem, żeby Was poinformować o paru sprawach :)
1. W ten weekend raczej nie dodam kolejnego rozdziału, bo przyszły tydzień w szkole jest masakryczny (klasówka z 9 tematów z historii- każdy ma po 8 stron -.-, kartkówka z matmy, klasówka z chemii, klasówka z biologi (biologię umiem), a do tego trzeba się nauczyć śpiewać "Tyle Było Dni" i nauczyć się wiersza "O Grzesiu Kłamczuchu i Jego Cioci"....) Zapowiada się ciekawy weekend -.-
2. W poniedziałek przychodzi mój laptop :) Więc będę więcej pisać (Tak przynajmniej zamierzam :D )
3. Siedzę tu jak głupia i w kółko słucham "Tyle Było Dni" z nadzieją, że mi wpadnie do ucha :) postanowiłam wszakże nauczyć się tego albo "Chodź, pomaluj mój świat" ale stwierdziłam, że tą drugą umiem i to byłoby pójście na skróty :)) <Głupia jestem. Każdy by wziął prostszą xD>

I to chyba tyle :))
Jak zwykle proszę o komentarze co myślicie :) I głosowanie w sondzie, która jest gdzieś tam --------->>>>

Jejuś! Kocham tą piosenkę!!! Ten po lewo jest boski :D Ma soł hipnotajzing ajs :D



~Bad

11 maja 2013

II- W Trudnych Chwilach Lepiej Mieć Przy Sobie Przyjaciela...


Wszystko wydarzyło się w jednym momencie.
Po strzałach rozległa się wszechogarniająca cisza. Zupełnie nic nie było słychać. Jakby nagle wyłączyć grające głośno radio. Dźwięki przejeżdżających na dole samochodów nagle się urwały. Cisza.
Najpierw Dave pomyślał, że to z jakiejś strzelnicy w pobliżu niosą się echem te odgłosy, ale przecież w tym mieście nie było strzelnic! Więc co to mogło być?
I wtedy Meg rozszerzyła gwałtownie oczy i wysunęła się z ramion Dave'a spadając w dół- na ziemię. Chłopak nie wiedział , co się dzieje. Megan leżała na boku próbując z trudem złapać oddech.
-Co ci się stało?!- krzyknął zrozpaczony klękając przy niej.
-Boli...- odsapnęła, a z jej ust poleciał wąski strumień krwi.
I wtedy to zobaczył. Na jej plecach widniała wielka czerwona plama ... Świeża ciecz rozchodziła się po materiale w zastraszającym tempie. Nie! Ona została postrzelona.
-Megan, trzymaj się! Dzwonię po pomoc!
Poczuł, że siły go opuszczają... W głowie mu huczało, ale przecież nie mógł się poddać! Musiał myśleć racjonalnie i walczyć. O Meg... Wyciągnął z kieszeni komórkę i drżącymi rękoma wybrał numer pogotowia.
-Meg, będzie dobrze! Musi być! Słyszysz mnie?- zbliżył się do niej i po chwili usłyszał niewyraźny szept:
-Dave, kocham cię...
I w tej chwili połączył się z pogotowiem
-Pilnie potrzebna karetka! Ulica Sleep Walker. Chodzi o szkołę tańca! Jesteśmy na dachu... Moja dziewczyna została postrzelona! Tak... Mocno krwawi! Puls wyczuwalny, ale słabnie. Przyjedźcie jak najszybciej!- rzucił komórkę za siebie. Nic go ona nie obchodziła. Mogłaby nawet się roztrzaskać. Miał to gdzieś.
-Meg! Słyszysz mnie? Pogotowie jedzie! Rozumiesz?! Wszystko będzie dobrze.
Dziewczyna nadal miała trudności z oddychaniem. Coś chciała powiedzieć, bo otworzyła usta, lecz nie mogła wymówić ani słowa. Po brodzie natomiast pociekła jej krew. Po paru nieudanych próbach wykrztusiła:
-Wybacz mi... Dave.
Chłopak poczuł się bezsilny. Zacisnął rękę Meg w swoich dłoniach. Była cała zimna. Z jego oczu pociekły łzy.
-Ale za co ty mnie przepraszasz? Za co?! Będziesz żyć! Musisz żyć! Będziemy szczęśliwi- zobaczysz!
-Dave, nie łudź się... Ja umrę. Czuję... Czuję, jak życie ze mnie... ulatuje- teraz i ona się rozpłakała.
-Nieprawda! Walcz! Walcz dla mnie! Ja nie mogę cię stracić. Kocham cię... Nie umiem żyć bez ciebie!
Usłyszał karetkę pogotowia. Była coraz bliżej.
-Słyszysz?- kontynuował- Już jadą. Niedługo się tobą zajmą- powiedział przez łzy.
Lecz ona nie odpowiedziała. Zamknęła oczy i straciła przytomność.
-Meg...? Meg! Słyszysz mnie?
Przyłożył ucho do jej piersi i zaczął nasłuchiwać. Jej serce biło, lecz coraz słabiej i nierównomiernie. Położył rękę na rękę i zaczął ugniatać jej klatkę piersiową usiłując przywrócić jej serce do życia.
-Nie umieraj, nie umieraj- powtarzał w kółko pod nosem.
Po chwili zrobił jej usta-usta. Odetchnęła, ale oczu nie otworzyła. Natomiast znowu zalała się krwią. Włosy, twarz i ubranie miała całe czerwone.
I właśnie w tej chwili usłyszał za sobą jak ktoś otwiera drzwi na dach. Podbiegli do niego dwaj sanitariusze. Dave patrzył jak jeden z nich bierze Megan na ręce, a drugi instruuje go, aby uważał, bo może być ciężko ranna. Po chwili już ich nie było. Dave nie wiedział co ma robić. Nie mógł sobie wyobrazić tego, że jego dziewczyna właśnie umiera i jest w ciężkim stanie. Chłopak siedział jeszcze chwilę nic nie mogąc zrobić, ale w końcu się podniósł i ruszył w ślad za sanitariuszami. Musiał być przy niej.
Gdy wybiegł na ulicę akurat wkładali Meg na nosze, a po chwili zniknęła we wnętrzu karetki. Podbiegł do pojazdu z zamiarem wejścia do środka, lecz powstrzymał go jakiś mężczyzna ubrany w mundur z żółtym napisem 'Pogotowie':
-A ty dokąd, chłopcze?!
-Jestem jej chłopakiem!- i nic nie mówiąc wszedł do karetki i stanął przy noszach, na których leżała Megan.
Patrzył jak jej zakładają kroplówkę i podłączają do jakiejś aparatury.
Odzyskała przytomność. Lecz zdążyła tylko powiedzieć: 'Kocham cię, Dave. Bądź szczęśliwy '. Później znowu odpłynęła w nicość.
-Ona z tego wyjdzie, prawda?!- krzyknął.
-Uspokój się i pozwól nam pracować!- powiedział ten sam mężczyzna, który wcześniej nie chciał go wpuścić do pojazdu- Jej stan jest krytyczny. 
Dave usiadł koło swojej dziewczyny i złapał ją za rękę. Lekarze skończyli się koło niej krzątać i przeszli na przód karetki.
-Jak to? Już nic nie zrobicie?!- wykrzyknął wzburzony.
-Nie możemy nic więcej... Musimy dotrzeć jak najszybciej do szpitala i dopiero tam zajmiemy się nią na poważnie.
A więc co mu pozostawało? Miał tak siedzieć bezczynnie kiedy Meg umiera? Miał się przyglądać jak od niego odchodzi?! A najgorsze były wyrzuty sumienia. Wiedział, że to jego wina. Co go, do cholery podkusiło, żeby zabrać Megan na ten głupi dach?! Nie mógł sobie odpuścić i dać jej pierścionek w restauracji?! Co on sobie myślał? Że musi być na tyle romantyczny, żeby zabierać ją tam, gdzie się poznali? 
Jezu... Jaki ja jestem głupi!- myślał- Ale ona z tego wyjdzie! Ona musi żyć!
Cóż... Właściwie to pozostało mu tylko pozytywne myślenie. Gdyby nie to już zupełnie by zwariował i się załamał. Czuł się taki bezsilny... Był skazany na przyglądanie się Meg w takim stanie i nic nie mógł zrobić; zupełnie nic. I jeszcze do tego karetka wlekła się jak żółw!
-Przepraszam, nie da się szybciej?!
-Uspokój się, dzieciaku! Chcesz żebyśmy spowodowali wypadek? Jedziemy setką, a tutaj jest ograniczenie do sześćdziesiątki, więc wrzuć na luz, jak wy to mówicie…
-Gdyby pana dziewczyna umierała, to by pan wiedział jak to jest!
Nic nie odpowiedział. Nastała cisza, aż w końcu kompan kierowcy spytał się:
-Co się właściwie stało?
-Byliśmy na dachu i nagle usłyszałem strzały... To wszystko... Nawet się nie rozejrzałem kto strzelał. Nic mnie to wtedy nie obchodziło.
Teraz jednak marzył tylko o tym, aby dopaść tego gnoja i go zabić... Żeby zobaczył jak to jest. I żeby mu się odpłacić za Meg.
Po trzech minutach karetka się zatrzymała. Tylne drzwi się otworzyły, a Dave zobaczył, że się ściemniło.
Dwóch lekarzy wyprowadziło nosze wraz z Meg a chłopak wyskoczył w pojazdu zaraz za nimi. Wkroczyli na korytarz szpitala. Jeden z mężczyzn prowadzących nosze przystanął i spytał o coś młodą pielęgniarkę. Odpowiedź go raczej nie usatysfakcjonowała.
-Co się stało?- spytał podenerwowany Dave, łapiąc sanitariusza za łokieć, bo ten już chciał odejść.
-Nic... Doktora Thompsona nie ma w szpitalu... A zazwyczaj to on dowodzi zespołem podczas tak ważnych operacjach...
-Jak to go nie ma w szpitalu?! Jest lekarzem! Jego obowiązkiem jest tu siedzieć! To jego miejsce.
-Nie podnoś głosu. Ktoś inny będzie ją operował. Nie martw się na zapas. W tej placówce jest paru dobrych lekarzy. To że Thompsona nie ma, nie znaczy, że nikt nie zajmie się pacjentką.
-Mam nadzieję...- mruknął Dave i pobiegł w ślad za Meg.
Lekarze akurat zniknęli za zakrętem. Poszedł za nimi. Tutaj korytarz był węższy. Na drzwiach naprzeciwko widniał wielki napis ‘Ostry Dyżur. Wstęp Wzbroniony!’ Jego jednak nie obchodziły jakieś tam zakazy. On musiał być przy Megan. Musiał wiedzieć, że nic jej nie będzie, i że wszystko jest pod kontrolą. Już podchodził do drzwi, gdy ktoś uwięził jego ramię w żelaznym uścisku. Chciał się wyrwać, ale ten ktoś był silniejszy.
-Chłopcze… Nigdzie nie pójdziesz! Zajmiemy się nią. Nie martw się- I już zniknął za drzwiami.
-Cholera jasna!- krzyknął David i kopnął z całej siły krzesełko, które stało koło niego. Stał chwilę po czym jednak na nim usiadł. Co mu pozostawało? Nie mógł przecież od tak tam wtargnąć. A więc będzie czekał tutaj. Może nawet tak siedzieć cały dzień. Dopóki jej nie zobaczy i nie dowie się, czy wszystko w porządku nie ma zamiaru opuścić tej placówki. Nawet jeśliby mieli go siłą tarmosić.
Siedział tak pochylony rozmyślając, a jego blond czupryna zasłaniała całkowicie zielone oczy. W tej sytuacji Dave wyglądał zupełnie inaczej. Zawsze pogodny wyraz twarzy ustąpił miejsce złowrogiemu spojrzeniu.
Chłopak siedzący w pochylonej pozycji nie miał szans zobaczyć dziewczyny, która akurat stanęła na początku korytarza. Miała ona około dwudziestu lat. Była dość wysoka, a szpilki dodawały jej dodatkowe dziesięć centymetrów. Brązowe, lśniące włosy miała uczesane w długi kucyk upięty na czubku głowy. Spod grzywki spoglądały bystre, stalowoszare oczy. Dziewczyna obrana była w białą bluzkę, czarny żakiet i długie rurki. Ogólnie można by było rzec, że była dosyć urodziwą osobą.
-Nie będę przeszkadzała, jeśli tutaj usiądę?- spytała uśmiechając się lekko. Miała tak bardzo dźwięczny i melodyjny głosik, że David aż podskoczył. Spojrzał na nią kątem oka.
-Nie- powiedział krótko.
Usiadła więc dwa krzesełka od niego i co chwila przyglądała mu się, jakby myślała czy ma coś powiedzieć, czy też może lepiej zachować to dla siebie.
-Wyglądasz na zmartwionego…- zaczęła niepewnie- Wiesz… Ja nie chcę się wtrącać…
-To się nie wtrącaj- powiedział opryskliwie. A co tam! Przecież, teraz nic go nie obchodziło. Miał gdzieś, czy ta dziewczyna się na niego obrazi, czy też nie.
Ona w rzeczy samej się speszyła i spuściła wzrok przyglądając się swoim dłoniom.
-Nie bądź niemiły. Próbuję się tylko dowiedzieć co się stało. Kto wie? Może ci będę mogła pomóc. Nie lubię siedzieć bezczynnie, kiedy ktoś cierpi. To takie nieludzkie. Trzeba sobie pomagać w nieszczęściu…- zamilkła na chwilę, jakby się obawiała, że plecie za dużo. Spojrzała niepewnie na Davida i zakończyła- Ale jeśli nie chcesz mówić, to zrozumiem.
Chłopak natomiast pomyślał, że ona ma rację. W końcu co mu szkodzi się wyżalić? Może mu się zrobi lżej na sercu. Choć odrobinkę.
-Moja dziewczyna tam leży- wskazały wymownie na drzwi prowadzące do sali operacyjnej- Została postrzelona i nie wiem czy z tego wyjdzie. Oczywiście mam nadzieję, że tak, ale przecież nie można być w stu procentach pewnym przy czymś takim…- poczuł, ze do oczu cisną mu się łzy… Nie próbował ich nawet powstrzymywać. Spływały wąskim strumieniem po policzkach wnikając w koszulę.
Zamilkł. Nastała cisza. Dziewczyna widocznie się zawstydziła. Myślała, co też ma odpowiedzieć; jak pocieszyć. W końcu nie było to coś łatwego. W takich sytuacjach trudno było znaleźć odpowiednie słowa, które by kogoś pocieszyły i sprawiły, że poczułby się lepiej.
Podeszła więc do niego i usiadła tuż przy nim i położyła mu rękę na plecach. Był to z jej strony odważny ruch. W końcu nie wiadomo było jak chłopak na taką sytuację by zareagował. Mógł na nią nawrzeszczeć. Ale nie. Dave nic nie zrobił. Siedział ciągle i zachowywał się, jakby zupełnie nic się nie zmieniło. Dziewczyna natomiast powiedziała:
-Wiesz… Nie będę cię pocieszała i mówiła, że wszystko będzie dobrze. Nie mogę ci tego obiecać, bo nie wiem jak będzie, Teraz wszystko zależy od lekarzy. Miejmy nadzieję, że wszystko się uda.
David po raz pierwszy przyjrzał się jej uważnie. Uderzyło go to, co przed chwilą powiedziała. Po raz pierwszy ktoś mu nie mówił żeby się wziął w garść tylko prosto z mostu mówił, że nic nie wiadomo. Zdziwił się szczerością dziewczyny.
Widząc, że chłopak przygląda jej się z osłupieniem posłała mu niepewny uśmiech. Nie odwzajemnił go, ale wyciągnął do niej rękę mówiąc:
-Jestem David.
-Miło mi cię poznać Dave. Jestem Melanie. W skrócie Melly. W tej samej chwili gdy uścisnęła jego rękę, drzwi na salę operacyjną otworzyły się szeroko a na korytarz wyszedł lekarz…
________________________________________
Co myślicie? Podoba się? Jeśli nie będziecie komentować to raczej nie będę publikować :) To nie jest szantaż. Po prostu uważam, że skoro się Wam nie podoba albo nikt nie czyta to po co pisać to publicznie? :D
~Bad