No świetnie! Hm... Chłopak nie przyglądał się szczegółowo lokalizacji
mieszkania. Brał to, co było najtańsze. Nie zobaczył nawet jaka to ulica.
-Super!- pomyślał- Chciałem uciec od nieszczęśliwie zakończonej miłości, a
trafiam na coś takiego. To trzeba mieć szczęście. No nic.. Czasu nie
cofnę...
Poszedł wzdłuż ulicy. Musiał znaleźć jakąś taksówkę. Co prawda, mógłby
zapytać o to jakiegoś przechodnia, ale Dave był raczej nieśmiałym chłopcem. Bał
się trochę ludzi i tego co powiedzą. Oni są tacy nieprzewidywalni!
Miał jednak szczęście i zobaczył w oddali jakąś stojącą na poboczu taksówkę.
Pobiegł ku niej czym prędzej, co było dość trudne zważając na jego bagaż
składający się z walizki i plecaka. Jednak musiał się spieszyć, żeby nikt go
nie wyścignął. Biegł jak najszybciej tylko mógł, co chwila na kogoś wpadając i
potykając się o własne nogi. Musiało to zabawnie z boku wyglądać.
Udało się. Dobiegł do taksówki i wsiadł do środka. Powiedział gdzie chce
dojechać i rozsiadł się wygodnie na fotelu. Co prawda nie było tu tak miękko
jak w samolocie, ale wolał przebywać tutaj. Nie musiał przynajmniej patrzeć jak
jakaś para się obściskuje na jego oczach. Podczas całego lotu starał się jak
najmniej zwracać na nich uwagę, ale sam fakt jak się do siebie uśmiechali
sprawiał mu ogromny ból. Od razu jego wspomnienia wędrowały do tych wspaniałych
chwil spędzonych z Megan. Byli tacy szczęśliwi. Co on by dał, żeby ona żyła.
Żeby mógł jeszcze raz spojrzeć w jej cudowne oczy..
-No... Jesteśmy na miejscu...- powiedział kierowca po parunastu minutach jazdy. Dave aż podskoczył kiedy usłyszał jego głos. Nieźle się zamyślił... Odliczył stosowną kwotę, podał pieniądze mężczyźnie za kółkiem i wyszedł. Obejrzał się. Czemu jest tak jasno? Spojrzał na zegarek. Za pięć dwunasta... No tak! Zmiana strefy czasowej... Kurcze... Będzie się musiał nieźle przestawić. Całe pięć godzin do tyłu... Mu się już chce spać a tutaj nawet dwudziestej nie ma... Eh! No trudno! Sam tego chciał. Spojrzał przed siebie. Zobaczył niewielką kamieniczkę. A więc tutaj miał mieszkać. Podszedł bliżej i nacisnął dzwonek. Cisza. Czyżby nikogo nie było? Hm... Albo wszyscy śpią. Z ogłoszenia wiedział, że właścicielką mieszkania jest starsza pani, a tacy ludzie chodzą wcześnie spać. Co prawda uprzedzał, o której dotrze, ale mogła zapomnieć. Zadzwonił raz jeszcze. Po chwili rozległ się wołanie 'Już idę'. Drzwi się otworzyły a zza nich spoglądała ciekawym wzrokiem jakaś staruszka. Wyglądała na całkiem miłą. Uśmiechnęła się do Dave promiennie. Chłopak nie mógł się powstrzymać i odpowiedział jej tym samym. -A więc to ty jesteś David?- powiedziała cichym głosem. -Tak to ja. -Wejdź, wejdź- otworzyła szerzej drzwi a Dave wszedł do środka. Powiesił kurtkę na wieszaku, a buty postawił w rogu. Następnie wszedł z bagażami do przedpokoju, w którym zniknęła staruszka. Rozejrzał się. Nigdzie jej nie było. -Poczekaj! Już idę!- krzyknęła z pomieszczenia obok. Po paru minutach przyszła z powrotem z kluczem w dłoni. Podeszła do schodów i zaczęła wchodzić na górę. Chłopak poszedł za nią bez słowa. Szczerze powiedziawszy dom z zewnątrz wyglądał na mniejszy niż był w rzeczywistości. -Będziesz mieszkał tutaj- powiedziała otwierając drzwi naprzeciwko schodów. -Oczywiście, proszę pani. -Mów mi Margaret, w skrócie Magy.- uśmiechnęła się. -Okej... -Dobrze, a więc tutaj masz klucz- podała mu go do ręki i Dave wszedł do swojego pokoju. Był on średnich rozmiarów. Łóżko stało w koncie, a obok niego stało biurko. Do tego biblioteczka na książki i obraz na ścianie. W pomieszczeniu była przewaga koloru błękitnego. Całkiem ładny- pomyślał Dave. -Rozpakuj się na spokojnie. Jakbyś czegoś potrzebował- jestem na dole. Śniadanie jest o godzinie ósmej, obiad o czternastej a kolacja o dziewiętnastej. Jesteś głodny? -Nie, nie. Poradzę sobie. Niech sobie pani... To znaczy... Nie zaprzątaj sobie tym głowy. Dziwnie mu było mówić do niej po imieniu. Była w podeszłym wieku... No nic... Trzeba będzie się przyzwyczaić. Margaret wyszła, a Dave rozejrzał się po pokoju. Należałoby się rozpakować... Nie... Był zbyt bardzo zmęczony. Rzucił się na łóżko. Pomyślał jeszcze, że tutaj może uda mu się pozbierać po tragedii... I już spał...
2 lata później...
-David! Ile jeszcze mam na ciebie czekać?! Spóźnimy się! Mark się wkurzy jak nie dotrzemy na czas... -Już, już! Przecież idę! Spieszyli się- to prawda. Mieli niecałe piętnaście minut na dotarcie do klubu, w którym mieli zagrać koncert. Chad przyszedł do Dave, aby pomóc mu przewieźć sprzęt. Mimo iż, chłopak był już w Nowym Jorku od dwóch lat nie chciał zdawać prawa jazdy. Mówił, że nie ma czasu na taki rzeczy. Chad mu się zresztą nie dziwił. Sam podchodził do egzaminu trzy razy. Wiedział jaka to katorga. Zdawał trzy lata temu, a przecież z roku na rok jest podobno coraz gorzej. -David! No chodź już! -Poczekaj!- siedział właśnie na łóżku i pakował torbę i gitarę- Artyści zawsze się spóźniają. Nie słyszałeś?- posłał mu uśmiech spod długiej grzywki. -Zamiast tak dowcipkować mógłbyś się pośpieszyć- powiedział. -Jezu... Jaki ty dzisiaj poważny jesteś. Będzie dobrze, wyluzuj. Nie gramy pierwsi, więc zdążymy...- powiedział zapinając torbę i biorąc gitarę na plecy- No, chodź już. Wyszli na ulicę i skierowali się do auta Chada. Jeździł srebrnym Citroenem. Chłopak pomógł zapakować do bagażnika gitarę i piec. Wsiedli do auta i odjechali. -Słuchaj, Dave... Nigdy o tym nie gadaliśmy... Zawsze unikałeś tematu. Wiesz, jesteśmy kumplami, a ja nie wiem nadal, dlaczego ty właściwie przyjechałeś tutaj, do Nowego Jorku...- zaczął nieśmiało Chad siadając za kierownicą. -A co? Masz mnie dość?!- zaśmiał się wymijająco David. -Przecież wiesz, że nie o to mi chodzi- powiedział poważnie- Po prostu... Kiedy cię wtedy poznałem w klubie miałem wrażenie, że jesteś po przejściach. Wyglądałeś, jakby twój świat się zawalił. Spytałem cię wtedy co się stało, a ty mi nie odpowiedziałeś. Ja nie chcę na ciebie naciskać, ale myślę, że gdybyś się komuś wyżalił, zrobiłoby ci się lżej na sercu. Widzę, że cały czas się zadręczasz czymś. Teraz już miej niż kiedyś, ale... -Słuchaj, Chad... Jesteś wspaniałym przyjacielem. Jednak... nie jestem gotowy, aby się komukolwiek zwierzać. Może kiedyś, ale nie teraz. -Jasne. Nie było rozmowy- uśmiechnął się. Ach... Chad był wspaniałym kolesiem. Od razu wyczuwał, kiedy ktoś coś ukrywał, czymś się martwił. Kiedy przeczuwał, że ktoś nie chce o czymś gadać- umiejętnie zmieniał temat... Zupełnie jak Meg...
_____________________________________
Mało komentarzy... No ale cóż :C najwidoczniej Wam się opowiadanie nie podoba :C-No... Jesteśmy na miejscu...- powiedział kierowca po parunastu minutach jazdy. Dave aż podskoczył kiedy usłyszał jego głos. Nieźle się zamyślił... Odliczył stosowną kwotę, podał pieniądze mężczyźnie za kółkiem i wyszedł. Obejrzał się. Czemu jest tak jasno? Spojrzał na zegarek. Za pięć dwunasta... No tak! Zmiana strefy czasowej... Kurcze... Będzie się musiał nieźle przestawić. Całe pięć godzin do tyłu... Mu się już chce spać a tutaj nawet dwudziestej nie ma... Eh! No trudno! Sam tego chciał. Spojrzał przed siebie. Zobaczył niewielką kamieniczkę. A więc tutaj miał mieszkać. Podszedł bliżej i nacisnął dzwonek. Cisza. Czyżby nikogo nie było? Hm... Albo wszyscy śpią. Z ogłoszenia wiedział, że właścicielką mieszkania jest starsza pani, a tacy ludzie chodzą wcześnie spać. Co prawda uprzedzał, o której dotrze, ale mogła zapomnieć. Zadzwonił raz jeszcze. Po chwili rozległ się wołanie 'Już idę'. Drzwi się otworzyły a zza nich spoglądała ciekawym wzrokiem jakaś staruszka. Wyglądała na całkiem miłą. Uśmiechnęła się do Dave promiennie. Chłopak nie mógł się powstrzymać i odpowiedział jej tym samym. -A więc to ty jesteś David?- powiedziała cichym głosem. -Tak to ja. -Wejdź, wejdź- otworzyła szerzej drzwi a Dave wszedł do środka. Powiesił kurtkę na wieszaku, a buty postawił w rogu. Następnie wszedł z bagażami do przedpokoju, w którym zniknęła staruszka. Rozejrzał się. Nigdzie jej nie było. -Poczekaj! Już idę!- krzyknęła z pomieszczenia obok. Po paru minutach przyszła z powrotem z kluczem w dłoni. Podeszła do schodów i zaczęła wchodzić na górę. Chłopak poszedł za nią bez słowa. Szczerze powiedziawszy dom z zewnątrz wyglądał na mniejszy niż był w rzeczywistości. -Będziesz mieszkał tutaj- powiedziała otwierając drzwi naprzeciwko schodów. -Oczywiście, proszę pani. -Mów mi Margaret, w skrócie Magy.- uśmiechnęła się. -Okej... -Dobrze, a więc tutaj masz klucz- podała mu go do ręki i Dave wszedł do swojego pokoju. Był on średnich rozmiarów. Łóżko stało w koncie, a obok niego stało biurko. Do tego biblioteczka na książki i obraz na ścianie. W pomieszczeniu była przewaga koloru błękitnego. Całkiem ładny- pomyślał Dave. -Rozpakuj się na spokojnie. Jakbyś czegoś potrzebował- jestem na dole. Śniadanie jest o godzinie ósmej, obiad o czternastej a kolacja o dziewiętnastej. Jesteś głodny? -Nie, nie. Poradzę sobie. Niech sobie pani... To znaczy... Nie zaprzątaj sobie tym głowy. Dziwnie mu było mówić do niej po imieniu. Była w podeszłym wieku... No nic... Trzeba będzie się przyzwyczaić. Margaret wyszła, a Dave rozejrzał się po pokoju. Należałoby się rozpakować... Nie... Był zbyt bardzo zmęczony. Rzucił się na łóżko. Pomyślał jeszcze, że tutaj może uda mu się pozbierać po tragedii... I już spał...
2 lata później...
-David! Ile jeszcze mam na ciebie czekać?! Spóźnimy się! Mark się wkurzy jak nie dotrzemy na czas... -Już, już! Przecież idę! Spieszyli się- to prawda. Mieli niecałe piętnaście minut na dotarcie do klubu, w którym mieli zagrać koncert. Chad przyszedł do Dave, aby pomóc mu przewieźć sprzęt. Mimo iż, chłopak był już w Nowym Jorku od dwóch lat nie chciał zdawać prawa jazdy. Mówił, że nie ma czasu na taki rzeczy. Chad mu się zresztą nie dziwił. Sam podchodził do egzaminu trzy razy. Wiedział jaka to katorga. Zdawał trzy lata temu, a przecież z roku na rok jest podobno coraz gorzej. -David! No chodź już! -Poczekaj!- siedział właśnie na łóżku i pakował torbę i gitarę- Artyści zawsze się spóźniają. Nie słyszałeś?- posłał mu uśmiech spod długiej grzywki. -Zamiast tak dowcipkować mógłbyś się pośpieszyć- powiedział. -Jezu... Jaki ty dzisiaj poważny jesteś. Będzie dobrze, wyluzuj. Nie gramy pierwsi, więc zdążymy...- powiedział zapinając torbę i biorąc gitarę na plecy- No, chodź już. Wyszli na ulicę i skierowali się do auta Chada. Jeździł srebrnym Citroenem. Chłopak pomógł zapakować do bagażnika gitarę i piec. Wsiedli do auta i odjechali. -Słuchaj, Dave... Nigdy o tym nie gadaliśmy... Zawsze unikałeś tematu. Wiesz, jesteśmy kumplami, a ja nie wiem nadal, dlaczego ty właściwie przyjechałeś tutaj, do Nowego Jorku...- zaczął nieśmiało Chad siadając za kierownicą. -A co? Masz mnie dość?!- zaśmiał się wymijająco David. -Przecież wiesz, że nie o to mi chodzi- powiedział poważnie- Po prostu... Kiedy cię wtedy poznałem w klubie miałem wrażenie, że jesteś po przejściach. Wyglądałeś, jakby twój świat się zawalił. Spytałem cię wtedy co się stało, a ty mi nie odpowiedziałeś. Ja nie chcę na ciebie naciskać, ale myślę, że gdybyś się komuś wyżalił, zrobiłoby ci się lżej na sercu. Widzę, że cały czas się zadręczasz czymś. Teraz już miej niż kiedyś, ale... -Słuchaj, Chad... Jesteś wspaniałym przyjacielem. Jednak... nie jestem gotowy, aby się komukolwiek zwierzać. Może kiedyś, ale nie teraz. -Jasne. Nie było rozmowy- uśmiechnął się. Ach... Chad był wspaniałym kolesiem. Od razu wyczuwał, kiedy ktoś coś ukrywał, czymś się martwił. Kiedy przeczuwał, że ktoś nie chce o czymś gadać- umiejętnie zmieniał temat... Zupełnie jak Meg...
_____________________________________
Ostatnio jestem przeszczęśliwa! :D Złożyłam zamówienie na Szablon na tej oto stronce:
*Szablonownica
I przyjęli moje zamówienie!!! :D Będę miała teraz swój jedyny w swoim rodzaju szablon! :D
Lalalalalalalalalala <3 Linkin Park! Ma miłość :D
~Bad
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz